Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Poświęcenie Prometeusza - mowa pochwalna

Słuchajcie wszyscy ludzie pochwały na cześć Prometeusza!
To On wykazał się wielką odwagą, aby pomóc ludziom. Kiedy ulepił nas z gliny, dał nam również ogień, czym bardzo naraził się władcy bogów Zeusowi.
Nie ma takiego drugiego, który wytrzymałby karę jaką poniósł.
Czy ktokolwiek inny mógłby tak poświęcić się dla ludzi?
Na rozkaz Zeusa, Prometeusz został przykuty do góry, a wielki orzeł codziennie wyszarpywał Mu wątrobę.
Czy jest ktoś, kto tak jak On mógłby to znieść?
Prometeusz zrobił to wszystko dla nas-ludzi.
Nie zapomnijcie o tym!
Chwała Prometeuszowi!
Karol z 5c

Pokój-co to jest?


Pokój to brak wojen i kłótni na świecie. Nie jest to tylko zapobieganie wojnom , ale również brak kłótni w najbliższym otoczeniu. Niestety utrzymanie go na całej ziemi jest niemożliwe, ponieważ  każdy człowiek ma inny charakter i usposobienie. Pokój jest rujnowany przez wojny i spory polityczne, które rozpętywane są głównie przez chęć wymuszenia na innych swojego zdania. Ludzie mieszkający w krajach,  w których panują konflikty, nie czują się bezpiecznie, ponieważ obawiają się o swoje rodziny- o ich bezpieczeństwo i spokój. Mamy szczęście, iż mieszkamy w kraju, w którym  panuje pokój, możemy spokojnie żyć, uczyć się i pracować.  Na temat pokoju powstało wiele mądrych cytatów: np.
„Nie ma drogi do pokoju. To pokój jest drogą.” Mahatma Gandhi
„Pokój światowy zaczyna się od pokoju naszego serca”.  Stefan Wyszyński
„ Pokój nawet niesprawiedliwy jest pożyteczniejszy niż najsprawiedliwsza wojna”.  Cyceron

Tosia


niedziela, 28 września 2014

Festiwal lampionów chińskich

W Łazienkach Królewskich można oglądać nowy Ogród Chiński zrealizowany według polskiej koncepcji przez Muzeum Księcia Gonga w Pekinie. Szczególnie pięknie prezentuje się po zmroku, kiedy zapalane są przepiękne lampiony i instalacje. Miałam okazję podziwiać je w tę sobotę. Naprawdę warto. Oto kilka zdjęć, które zrobiłam. Może kogoś zainspirują do pisania ? Zapraszam. Adresy są  podane w zakładce Kontakt. Maria Lech




środa, 24 września 2014

Wakacyjna przygoda




02.09.2014 Kariny, Gustawa

Dzisiejszego dnia opowiem o mojej niezapomnianej przygodzie.

Podczas wakacji w Chrzanowie u mojego wujka Marcina, wybraliśmy się nad Jezioro Żywieckie. Gdy tam jechaliśmy, mijaliśmy piękne krajobrazy górskie. Widzieliśmy po drodze ogromną tamę.
Kiedy przybyliśmy na miejsce, bardzo spodobała mi się plaża i jezioro. Złapałem kilka pstrągów w rękę. Były wielkości palca wskazującego. Oczywiście zdarzały się większe, ale były za szybkie, żeby je złapać. Trochę popływałem i pojechaliśmy do Dinolandu do miejscowości Zator.
Pogoda nam dopisywała. Długo staliśmy w kolejce po bilety. W Dinolandzie było super! Ruchome dinozaury robiły ogromne wrażenie. Wszystkie zwierzęta były interaktywne. Reagowały na zbliżających się zwiedzających. Ruszały głowami, ogromnymi łapami i kłapały szczękami. Wydawały groźne odgłosy. Największy był tyranozaur, który miał czternaście metrów długości i dwudziestodwucentymetrowe zęby. Warto zobaczyć na linijce, jakie są wielkie.
Park Dinozaurów znajdował się w lesie, w którym rosły bardzo wysokie drzewa. Podczas zwiedzania zaczął padać deszcz, zrobiło się ciemno i wiał tak silny wiatr, że drzewa się przechylały, lecz to nie zniechęciło nas do dalszej wycieczki. Jednak, gdy zaczął do tego padać grad uciekliśmy pod pobliski daszek. W życiu nie widziałem gradu takiej wielkości! Strasznie mnie poobijało, że aż miałam sinaki. Najbardziej obawialiśmy się o moją pięciomiesięczną siostrę cioteczną – Gabrysię, która była z nami. Rozłożyliśmy folię na wózek żeby ją ochronić. Gdyby się obudziła i płakała, to dopiero by było. Dlatego mimo takich emocji musieliśmy się zachowywać cicho. Burza szalała. Musieliśmy się ukryć w budce z paniami od monitoringu. Było tyle wody, że wlewała się do środka i na dodatek drzwi się zatrzasnęły, a woda wciąż się wlewała. Musiałem przecisnąć się przez małe, kwadratowe okienko i pójść po pomoc. W końcu przyszli panowie i otworzyli drzwi. Woda wlała się do środka. Musieliśmy szybko dostać się do samochodu. Byłem cały mokry, wiec szybko przebrałem się w suche ubrania.
            W drodze do domu mijaliśmy połamane drzewa, a także karetki jadące do Dinolandu.
To była  śmieszna przygoda, lecz jak tam byłem, to wcale nie było mi do śmiechu.

                                                                                                                      Kuba Łoś, 5c

wtorek, 23 września 2014

Pokój
         Czym jest pokój na świecie?
Pokój, to czas, kiedy ludzie nie toczą ze sobą bitew i jest między nimi zgoda, a wszelkie konflikty umieją rozwiązać w sposób opanowany.
Panują między nimi dobre stosunki i czują się bezpiecznie.
         O co ludzie walczą ze sobą?
Najczęściej przyczyną walk jest polityka, chęć posiadania władzy na danym terytorium, a także różnice w wyznaniu. Różne podejście do tych spraw powoduje niezgodę. 
         Co można zrobić, aby zmniejszyć ilość wojen na świecie?
Myślę, że należy zacząć od podstaw, czyli od wychowania. Przede wszystkim powinniśmy nauczyć się wzajemnego szacunku. Możemy zacząć od osób z najbliższego otoczenia.
Tłumaczmy, więc już przedszkolakowi, aby nie rozwiązywał problemów agresją. Następnie dbajmy, żeby uczniowie nie kończyli kłótni bójką. To spowoduje, że studenci będą radzili sobie już doskonale. I ich wiedza pozwoli na spokojną, rzeczową dyskusję z osobami, z którymi nie do końca się zgadzają. Dzięki takiej wymianie poglądów zapanują nad chaosem. A wtedy, gdy staną się dorosłymi ludźmi, ich wieloletnie doświadczenie doprowadzi do pokoju na świecie.


Nie jest to wcale trudne zadanie, więc warto ćwiczyć od najmłodszych lat!



Przesyłam, zatem gołąbki pokoju!

Koralik



poniedziałek, 22 września 2014

Przygody Katherine



                                                                     Rozdział drugi

            Rano obudziłam się w łóżku zlana potem. Włosy kleiły mi się do karku. Nie pamiętałam mojego snu. Zobaczyłam, że jestem w ubraniu. W białym fartuchu. W białej Sali. W białym łóżku. Obok na krześle siedziała ciocia. Nie patrzyła na mnie, patrzyła w okno. Za cienką szybą widać było park rozciągający się dookoła. Z trudem usiadłam. Chciałam wyciągnąć rękę do cioci, ale gdy próbowałam to zrobić przeszył mnie ból. Zdrętwiałam. Za oknem zobaczyłam czarnego kota. Jak to możliwe ?! Przecież byliśmy jakieś 5m nad ziemią ! Kot chodził po cichu po parapecie. Powoli stawiał łapki na kamieniu. Nagle odwrócił się do mnie. Miał brązowe oczy i białe trójkąty pod dolną powieką i nad górną. Mrugnął do mnie, a ciocia odwróciła się. Zobaczyła mnie i wydała pełen radości pisk, ale po chwili spoważniała. Spojrzała na mnie uśmiechnięta i zawołała :
- Obudziła się! Panie doktorze!
            Zaraz do sali wszedł pan w białym fartuchu. Rozejrzał się, a gdy mnie zobaczył powiedział :
- Dzień dobry. Jestem doktor Salmoney.
- K- Katharine. – Wyjąkałam. Ledwo usłyszałam co powiedział doktor, cały czas patrzyłam w okno.
- Tak, wiem jak masz na imię. – Powiedział chłodno.- Usiądź, zaraz przyjdzie pielęgniarka, zrobi ci badania.
- Aha. - Doktor odwrócił się do okna. W tym momencie kot skoczył z parapetu.
- Co tam…
Nie dokończył. Rzuciłam się do okna. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że kot w połowie drogi na dół, rozpłynął się. Chwilę patrzyłam na puste miejsce po nim. Potem poruszyłam się i… zwinęłam z bólu. Moje ciało przeszył okropny ból, jakby w moją skórę ktoś wbijał milion igiełek. Naraz. Zdążyłam krzyknąć :
- Ojej…
Podbiegł do mnie doktor. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam na podłogę. Doktor odskoczył, ale zawołał pielęgniarkę. Przybiegły dwie panie w białych fartuchach i wzięły mnie pod ręce. Gdy skończyłam oblewać podłogę śmierdzącą mazią, posadziły mnie na łóżku. Po wypiciu kilku szklanek wody zrobiło mi się lepiej. Zbadały mnie i wyszły. Doktor zapisał coś w notesie i odwrócił się do cioci i wujka.
- No i co ?- Ciocia miała twarz pozieleniałą z obrzydzenia, ale uśmiechała się.
- Prawdopodobnie dwa złamane żebra, złamana ręka. Zrobiliśmy już płukanie żołądka, nałykała się benzyny. Ale żyć będzie.
- Hej!!!- Postanowiłam włączyć się do rozmowy.- A czemu… ja w ogóle tu jestem ?
- Byłaś na Ebrze w terenie. Jakiś głupek, wjechał w ciebie i był wypadek. Całe szczęście, że Kamil z tatą tamtędy jechali.
- A co z Ebrem ?- Jęknęłam w duchu. Znowu on ? Miał być tylko uczniem, a teraz mam u niego dług wdzięczności. Po prostu ekstra.
- Jemu nic nie jest, zdążył uciec.
- To dobrze. O której jedziemy do domu ?
- No… Możesz tu trochę posiedzieć. Tak, jakby trochę… się połamałaś. – Doktor zachichotał z własnego żartu. Gdy zobaczył, że tylko on się śmieje spoważniał.- Dziś czeka cię jeszcze prześwietlenie.
- A gdzie moje rzeczy ? – spytałam zaniepokojona. Przecież miałam na sobie bransoletkę!
- To znaczy ? – Doktor był nie poruszony. Patrzył w swoje notatki, prawie mnie nie słuchał.
- No… Miałam na sobie bransoletkę.
- Taaa, gdzieś jest. – Myślał chyba, że marnuję jego czas.
- Ale gdzie?!
- Jutro ją dostaniesz. Teraz lepiej odpoczywaj.
            I wyszli. Nie zdążyłam nic powiedzieć. Związałam włosy i położyłam się. Usnęłam.
Śnił mi się tajemniczy kot z parapetu. Chodził po parku, a ja chodziłam za nim. Doprowadził mnie do zarośli. Za nimi była piękna rzeźbiona fontanna. Weszłam na nią. Chwilę patrzyłam się w wodę. Była przezroczysta, a na dnie świeciły dwa małe punkty. Wyciągnęłam rękę, ale nie mogłam włożyć jej do wody. Po kilku nieudanych próbach coś chwyciło mnie za rękę. Odwróciłam się. Za mną stało… coś. Nie wiedziałam co to. Miało dwa metalowe pręty zamiast nóg i takie same zamiast rąk. Na ramiona miało zarzucony czarny T- shirt. Był podziurawiony i pognieciony. Zamiast twarzy miało chromowaną kulę wielkości globusa. Były w niej dwa otwory, jakby bez dna. Zamarłam z przerażenia. W drugiej łapie trzymało kota. Był martwy. Złapało mnie za koszulę i wepchnęło do wody. Poczułam niesamowity ból, ale tylko przez kilka sekund. Złapałam błyszczące przedmioty i zemdlałam.

                                                                         ~ * ~

            Obudziłam się w szpitalu. Znowu byłam zlana potem, ale dziwnie szczęśliwa. Przez chwilę nie pamiętałam co się stało, ale potem przypomniałam sobie. Wypadek. Otworzyłam zaciśniętą dłoń. Były w niej dwa świecące przedmioty. Wyglądały jak małe koraliki, ale emanowały żółtawym światłem. Schowałam je do kieszeni i poszłam spać. Usnęłam bez problemów i spałam spokojnie, bez żadnych snów.

                                                                                                                                       
                                                                

                                                                                                                                 ~Husky

Międzynarodowy Dzień Pokoju


Międzynarodowy Dzień Pokoju jako święto zostało ustanowione w 1981 roku podczas dorocznej wrześniowej sesji Organizacji Narodów Zjednoczonych dla upamiętnienia idei pokoju między narodami. Początkowo święto obchodzone było w trzeci wtorek września, ale w 2001 roku ustalono stałą datę – 21 września. 
Międzynarodowy Dzień Pokoju jest niejako wezwaniem i apelem do wszystkich państwa świata przez ONZ do zawieszenia broni choćby na 24 godziny tego dnia i zrezygnowania z konfliktów, przemocy i wrogości. W tym dniu co roku wraz z innymi organizacjami podejmowane są wspólne działania propagujące pokój na świecie. W niektórych szkołach organizowane są specjalne apele, a dzień ten upamiętnia się minutą ciszy.
W nawiązaniu do inicjatywy ONZ, Światowa Rada Kościołów, która zrzesza wyznawców z ponad 120 krajów obchodzi 21 września Międzynarodowy Dzień Modlitwy o Pokój. Tego dnia odbywa się również czuwanie w miejscach kultu, w którym udział biorą przedstawiciele różnych religii.
A oto migawki z obchodów tego dnia w naszej szkole. Maria Lech 






Info - Porady dla szóstych klas

Co będzie w poradach dla szóstych klas? :o
Otóż w moich poradach znajdziecie różnorodne karty pracy, informacje co jest najważniejsze w tym szczególnym roku, według czego wybierac gimnazjum, rankink gimnazji, oraz wiele innych ;D. Mam nadzieję, że wam się spodobają ;).
Porady będą zamieszczane przynajmniej raz na miesiąc, a czasem jak będę miała więcej czasu postaram się częściej, mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, w gimnazjum trzeba się dużo uczyć :/.
~foodie

Powrót foodie

Witajcie!
To znowu ja :)) foodie :D Moja aktywność w tym roku szkolnym będzie rzadsza, ale jakaś będzie ;). Może niektórzy wiedzą, ale dla tych nieświadomych jestem absolwentką sp. 114. Obecnie uczęszczam do gim. 44, na Smolnej ;). W zeszłym roku kończyłam 6 klasę, dlatego wiem w jakim stresie i niepewności zyją teraz szóste klasy. W tym roku będę zamieszczała tu porady dla szóstych klas. Oczywiście nie zwodźcie się słowem SZÓSTYCH, klasy młodsze też mogą je czytać, by być przygotowanym na to co czeka je za pare lat ;).
foodie

niedziela, 21 września 2014

07.07.2014, Rewa, nad morzem

            Kolejny dzień rodzinnego pobytu w nadmorskiej miejscowości.
Na szczęście pogoda nam dopisuje. Dzisiaj wybraliśmy się na wycieczkę, na Cypel Rewski. Jest to długi, bo aż kilometrowy, piaszczysty wał, wcinający się w wody Zatoki Puckiej. Stanowi on bardzo ciekawe przyrodnicze zjawisko. Wchodząc na niego z lądu widzieliśmy kilkudziesięciometrową łachę. Natomiast, kiedy idziemy w głąb morza, cypel zwęża się. W trakcie przechadzki mieliśmy uczucie, że z jednej jego strony morze jest cichutkie, płytkie i bardzo spokojne, a z drugiej pojawiają się całkiem wysokie fale. Zarówno te z prawej, jak i z lewej dobijają do cypla. Spacer cyplem trwał dosyć długo, ponieważ wcale nie jest łatwo chodzić po piachu, a poza tym morze wyrzuca różne ciekawe okazy, na przykład muszelki i obłe, kolorowe kamyki. Zaprzątały one bardzo moją uwagę, bo przecież nie mam okazji na znajdowanie takich skarbów w Warszawie. Szukałam też bursztynów, lecz niestety nie udało mi się ich znaleźć. Wędrowaliśmy wzdłuż cypla, a on cały czas się zwężał. Na samym końcu osiągał szerokość niespełna metra. W związku z czym fale z przeciwnych kierunków łączyły się tworząc niezapomniany widok. Stojąc tam miałam wrażenie, że jestem w samym środku morza.
Jeszcze przed wyjazdem dowiedziałam się, że co roku odbywa się tu Marsz Śledzia. Jest to przejście morzem pomiędzy Rewą, a Kuźnicą, która znajduje się na Półwyspie Helskim. Ten marsz ma swoje uwieńczenie właśnie na cyplu. Poza tym każdy dostaje specjalnie przygotowanego śledzia, aby dodał mu sił w trudnej podróży.  Myślę, że musi to być ogromnie ekscytujące przeżycie dla uczestników.



Po przygodzie na cyplu wróciliśmy na plażę i udaliśmy się do Alei Zasłużonych Ludzi Morza, gdzie stoi krzyż i są imienne tablice, upamiętniające osoby, które pracowały dla polskiego morza i oddały za nie swoje życie. Pośród tablic znalazłam również taką z nazwiskiem p. Teresy Remiszewskiej. Bardzo mnie to zainteresowało, ponieważ moja szkoła stoi przy ulicy o takiej nazwie.


 Wieczorem, rozmawialiśmy z mieszkańcami Rewy, którzy są Kaszubami i nauczyłam się, że po kaszubsku Cypel Rewski to Réwsczi Ùsëp lub Szpërk.
Dzisiejszy dzień był bardzo owocny w ciekawe przygody i nowe doznania, a także sporo się dowiedziałam o interesujących mnie miejscach.


Koralik

czwartek, 18 września 2014

Przygody Katherine



To moje pierwsze opowiadanie ;)
                                                             Rozdział pierwszy

                Wstałam rano i ubrałam się. Weszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Nie byłam brzydka, ale ładna też nie. Upięłam włosy w kok. Sięgały mi już do pasa i były czekoladowo-czerwone. Co miesiąc zmieniał mi się kolor włosów. Nie wiedziałam dlaczego, po prostu tak było. Raz powiedziałam o tym cioci, ale ta zaśmiała się tylko. Chyba uznała mnie za wariatkę. Teraz tłumaczę się farbą do włosów. Byłam opalona na brązowo i miałam dziwne oczy. Nie, nie dziwne po prostu… miały niezwykły kolor. A mianowicie były czarne, ze złotymi paseczkami. Ja osobiście uważałam się po prostu za wyjątkową, ale większość ludzi, chyba myśli, że jestem dziwna.
                Zeszłam do salonu po drewnianych schodach. Zastałam tam ciocię pijącą spokojnie kawę. Nie miałam rodziców. Mama zmarła podczas porodu, a tata… Tata tak tęsknił za mamą, że się załamał. Oddał mnie do „Okienka życia”, a sam popełnił samobójstwo. Byłam uroczym dzieckiem, więc szybko mnie zaadoptowano. Na rodziców zastępczych mówię ciociu i wujku, bo nie chcę nazywać ich rodzicami. Przecież nie mam rodziców. Mam ciocię i wujka.
- Kate, mogłabyś wziąć na przejażdżkę Ebro ? Nikt na nim nie jeździł od dwóch dni. – z zamyślenia wyrwał mnie głos cioci.
- Ok. – odpowiedziałam szybko. Bardzo lubiłam jazdę konną i cieszyłam się, że pozwolono mi jeździć właśnie na tym koniu. Był on bowiem najdzikszy. Ja jednak bardzo go lubiłam. Uważałam, że najgorszy koń daje najwięcej umiejętności.
                Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę stajni. W połowie drogi  jednak zboczyłam z trasy, bo zobaczyłam czarnego mercedesa. Ciocia miała stadninę koni, więc często ktoś do nas przyjeżdżał. Stanęłam obok płotku. Z samochodu wyszedł dorosły pan w okularach przeciw słonecznych i chłopak w moim wieku. Facet podszedł do wujka  myjącego małego kucyka. Chłopak rozejrzał się i podszedł do mnie.
- Jak ci się podoba w „Stajni Dzikiej północy” ?- zapytałam.
- Eeee, może być. Jestem Kamil.
- Katerine. Będziesz się uczył jeździć konno ?
- No, jasne. Chociaż, to przecież jest dla mnie za łatwe.
- Łatwe ? Siedziałeś kiedyś na koniu ?
- Nie, ale to przecież widać. Wystarczy siedzieć na koniu, i tyle.
Cała, aż poczerwieniałam ze złości. Co on sobie myśli ? Że wejdzie na konia i już ?
- Zobaczymy, czy takie łatwe.
Przejęłam od wujka, osiodłaną klacz o imieniu Daiti. Pomogłam chłopakowi wsiąść i zaprowadziłam go na maneż. Przypięłam do uzdy klaczy lonżę i zaczęłam prowadzić lekcję.
- Plecy prosto. Nie pochylaj się. Pięty w dół. Nogi za popręg. Nie machaj rękami. Palce do konia. Masz stać na płaskostopiu. Patrz przed siebie. Usiądź bliżej przedniego łęku.
- Co to ten łenk ?
- Łęk, to to.- wskazałam palcem na najwyższy punkt przedniej części siodła.
- No dobra, zwracam honor. Jazda konna, wcale nie jest łatwa. Mogę już zejść ?- Zapytał głosem męczennika. Był taki… pewny siebie. I naiwny.
- A co nóżki bolą ?- Zapytałam ironicznie,
- Bolą, bolą. Jak się schodzi ?
- Zsiada. Wyciągnij nogi ze strzemion.
- Weź, nie dosyć już się na mnie wyżyłaś ?
- Nie wyżyłam. Strzemiona to te metalowe, w których masz stopy.
- No już ! Co dalej ?
- Puść wodze. Złap się grzywy. O tak, dobrze ! Przełóż prawą nogę przez siodło i zeskocz.
Chłopak szedł, jednak robiąc to boleśnie walnął łokciem w strzemię.
- Jejku, jaka z ciebie pierdoła.- mruknęłam pod nosem.
- Co mówisz ?
- Nie, nic. Będziesz tu jeździł ?
- Tak, przyjadę jutro- powiedział rozmasowując obolały łokieć.
- Dobrze. Idź do wujka, opatrzy ci to ramię.
Kamil odszedł nadal trzymając się za łokieć. Wzięłam wodze w jedną rękę, a drugą poluźniłam popręg. Ruszyłam w stronę stajni, myśląc o Kamilu. Straszna z niego pierdoła, i do tego jest tak strasznie pewny siebie. I ja mam go uczyć ! Jak ma mieć lekcje ze mną, to niech się nauczy pokory ! Wprowadziłam konia do boksu i odniosłam siodło i uzdę do siodlarni. Przy okazji wzięłam pudło ze szczotkami Ebra. Przed jego boksem stał Kamil. Ubrany był w zielone spodnie, biały T- Shirt, czerwoną koszulę w kratkę i czerwone trampki.
- Co teraz będziesz robić ?- zapytał zakładając ramię na ramię.
- Przejadę się na Ebrze w teren.
- A nie wolałabyś, pójść gdzieś ze mną ?
Roześmiałam się. Z nim ? O, nie. Nie gdy jest taki… taki… taki arogancki ?! Zbyt pewny siebie ?! A może głupi ?! Tak, był głupi i naiwny. Myślał, że wybiorę się gdzieś z taką pierdołą jak on ?! Zamiast pojechać w teren ?! Niech tak sobie myśli. Niech będzie naiwny, jeśli chce. Co mnie on obchodzi ? Po prostu kolejny uczeń. I tyle. A jednak czułam, że… on coś wie. Że nie mogę go zostawić. On coś wie. Ale, co ? Nie wiem. Mogłabym się o tym dowiedzieć na tym spotkaniu… Nie niech nie myśli sobie, że… Że co ? Że mi na nim zależy ? W zamyśleniu czesałam konia. Nie, przecież mi na nim nie zależy ! A może… Nie !!!
                Z zamyśleń wyrwał mnie jego słodki głos :
- No i…
-No i co ?! Nie nigdzie nie idę ! Jadę w teren !
- A ja nie mogę jechać z tobą ?
- Ze mną ! Prawie spadłeś z konia na maneżu i chcesz jechać w teren ? – roześmiałam się. Naiwniak.
- To do jutra.
Powiedział i wyszedł ze stajni. Przyniosłam siodło i założyłam je Ebrowi. Wyprowadziłam go przed bramę. Wsiadłam na siodło, ale coś uwierało mnie w udo. Podniosłam tybinkę i zobaczyłam, że do puśliska przywiązany jest malutki pakunek. Był może wielkości mojego kciuka. Odwiązałam sznurek i podniosłam zawiniątko. Schowałam je do kieszeni w czapraku i pojechałam dalej. 
                Gdy wróciłam w stajni nikogo nie było. Odprowadziłam Ebro i odłożyłam siodło. W domu też pusto. Kamil pewnie już pojechał, a wujek i ciocia… pewnie mieli własne sprawy. Przypomniałam sobie o zawiniątku. Pobiegłam do siodlarni i dopadłam czapraka konia na którym ostatnio jeździłam. Szybko wsadziłam rękę do kieszeni. Nie ma. Sprawdziłam drugą kieszeń. Jest. Wzięłam to w rękę i wbiegłam do mojego pokoju. Odwinęłam. Była to czarna zawieszka na brązowym rzemyku. Czarny, płaski owal, a na nim biały płaski kamień z trzema poziomymi czerwonymi paskami. Był piękny. Do rzemyka przyczepiona była karteczka z takim napisem :
             Własność Katherine.
                Co ?! Od kogo to było ? Kto wiedział, że będę jechać akurat na tym koniu i, jak mam na imię ? Hmm… Ciekawe. Ale ładny.
                Założyłam go sobie na nadgarstek. 
                                                                                                                          
                                                                               
                                                                                                          ~Husky

sobota, 13 września 2014

"Dlaczego akurat tu?!" O głupocie dorosłych ludzi

To takie smutne, do czego doprowadza głupota ludzka. A inni śmią jeszcze pisać, że  przecież kin jest tyle, że nic się nie stanie. Ale to wcale nie jest takie jak te wszystkie inne (nie wspominając nawet, że w promieniu kilometra są tam już z 4 Biedronki). A to kino rozpoczęło działalność 73 lata temu, w czerwcu 1941, przetrwało czasy wojny...
Kino Femina przetrwało wojnę, przetrwało komunizm, przetrwało 25 lat III RP, ale inwazji Biedronek (przeze mnie zwanych Szarańczą) już zdołać nie przetrwało.
Czy na pewno nic z tym się nie da zrobić? Przecież można stworzyć petycję, tyle ludzi podpisze!
Akurat...
Po zebraniu 1,400 podpisów, po pisaniu do Pani Prezydent, po zapewnieniach o prowadzonych rozmowach, nie ma ani śladu. Czy jest to zagranie na czas? Kino Femina ma zostać zamknięte 21. września, tymczasem władze Warszawy nie zajęły się sprawą mimo wielokrotnych próśb i nacisków ze strony mieszkańców.
Niedługo tak będzie wyglądać cała Warszawa:
A to dlatego, że ludzie chcieli pieniądze... Bo dali się przekupić. Jeśli koniec świata ma nastąpić z winy ludzi, z pewnością będą oni tacy, jak ci obojętni na takie sprawy.
Kto idzie ze mną na Miasto 44? :'C
Wasza smutna Meveline
Niegdyś Marietta

piątek, 12 września 2014

Powitanie na Szkolnym Ćwierkaczu

Witajcie w r. szkolnym 2014/15.  Szkolny Ćwierkacz powoli zaczyna działać.  Już wkrótce pojawią się nowe posty. Mam nadzieję, że będą równie interesujące, jak te ubiegłoroczne. Najważniejsza jest chęć do pisania i szukanie różnych inspiracji. Moją wyobraźnię pobudziły wiatraki , z  którymi walczył legendarny bohater powieści Miguela de Cervantesa  don Kichot z Manczy. Miałam okazję zrobić im kilka zdjęć w czasie wakacji . Może Was też zachęcą do pisania wspaniałych twórczych tekstów. Zapraszam chętnych i utalentowanych pisarsko uczniów naszej szkoły do wspólnej przygody. Opiekun bloga Maria Lech