Strony

niedziela, 30 listopada 2014

Krótka opowieść o pewnym przyjęciu

Hejka,

Oto krótka opowieść o pewnym przyjęciu i o tym, że nawet w zaczarowanym lesie może być niebezpiecznie.

          Pewnego razu, w zaczarowanym lesie, gdzie żyły stare dęby i gdzie mieszkały zaczarowane zwierzęta, mądra sowa urządziła  swoje urodziny. Zaprosiła na nie wszystkich swoich przyjaciół: przebiegłego lisa Witka, motylka Lulusia i bociana Kacpra.
          Na początku przyjęcia przy stole zasiadł jedynie Witek i Luluś. Motylek zaczął trzepotać skrzydełkami tak mocno, że po domku sowy rozhulał się wiatr. Lis Witek zezłościł się okropnie, do tego stopnia, że chciał z motylka zrobić sobie przekąskę. Już miał go pożreć, kiedy dostojnym krokiem wszedł bocian Kacper. Swoim długim dziobem złapał lisa za ogon i wyrzucił przez okno.
       Tak zakończyło się przyjęcie u sowy. A o całej awanturze długo jeszcze plotkował wiatr Zefirek.
                                                                                                                                             Verniqr



Co zdarzyło się na polanie?

-Witaj motylu!-rzekł długowieczny dąb rosnący na polanie.
-Och witaj!-zawołał wesoło beztroski motyl.
-Widzę, że odmalowałeś sobie skrzydła! Piękne wzory!
-Dziękuję, mi też się podobają. Cieszę się, że zauważyłeś.
-Słucham Was i się śmieję, ponieważ jeszcze mnie nie zauważyliście!-wykrzyknął przez śmiech przerywając im rozmowę znany ze swego plotkarstwa wiatr.
-Wietrze! Nie skradaj się tak, jestem starym drzewem łatwo mnie przestraszyć!
-Właśnie! Ja jestem bardzo delikatnym motylem, a ty zwiałeś mnie na drugi koniec polany!
-Wybaczcie mi moi drodzy, lecz sami wiecie, że jestem dość szalonym wiatrem.
-Już dobrze, nic się nie stało. Czy masz dla nas jakieś informacje ze świata?
-Owszem, po to tu przyleciałem. Na naszej polanie odbędzie się festiwal kwiatów.
-Naprawdę?! Jak dobrze, że nam o tym powiedziałeś! My motyle uwielbiamy takie rzeczy!
-Dlatego właśnie musiałem wam o tym powiedzieć.
-Motylu, wietrze! Widzicie jak już ciemno!
-Tak nam się wszystkim dobrze rozmawiało, że nie zauważyliśmy iż nadszedł zmierzch.-Skomentował całą rozmowę wiatr.
-Żegnajcie dębie i wietrze. Widzimy się na festiwalu kwiatów!
Tosia

Kryształowe schody

Dawno, dawno temu w potężnym królestwie we wschodniej części świata żyli czterej bardzo mądrzy i starzy ludzie. Pewnego dnia odkryli w fundamentach zamku okazałe kryształy z których stworzyli magiczne schody zabierające swego właściciela w każde miejsce we wszechświecie. Żeby ich wynalazek nie wpadł w niepowołane ręce ukryli go w gęstym lesie. Póki żyli schody były całkowicie bezpieczne, lecz gdy ich zabrakło mogły być łatwo skradzione. Mimo , że może się wydawać iż takie schody w złych rękach nic nie zrobią, ale były one magiczne ,a takie przedmioty zawsze mogą wywołać katastrofę. 100 lat po stworzeniu schodów na szczęście nadal były ukryte w lesie, choć nie długo miało się to zmienić........
Ale miałam dziwny sen!-powiedziałam sama do siebie śpiącym głosem-Chciałabym mieć takie schody, nie musiałabym wcześniej wstawać żeby zdążyć do szkoły!-Lecz dziś była sobota więc nie miałam się czym martwić. Ubrałam się, zjadłam śniadanie, a ponieważ była piękna pogoda wybrałam się do lasu. Dzisiaj rozpierała mnie energia. Postanowiłam zajść dalej niż zwykle w głąb lasu. W pewnym momencie usłyszałam delikatny niczym szum liści odgłos wody. Zdziwiłam się gdyż o ile mi było wiadomo nie było tu niczego takiego. Jak bardzo się myliłam! Część puszczy w którą weszłam wyglądała jak ogród. Był to nieduży obszar. Na środku znajdowało się małe jeziorko błyszczące jak skrzydła ważek. Wszędzie rosły kwiaty i dało się słyszeć uroczy świergot ptaków. Podeszłam do wody żeby zanurzyć ręce gdy zobaczyłam na jej dnie cudowne schody bliźniaczo podobne do tych z mojego snu. Popatrzyłam na nie i pomyślałam o tym jak cudownie byłoby dotknąć ich i upewnić się ,że naprawdę istnieją. W tym momencie schody magicznie pojawiły się nad taflą wody. Ustawiły się tak że można było bez problemu przejść nad jeziorkiem. Postanowiłam na nie wejść a gdy stanęłam w ich połowie zatrzymałam się i z tej perspektywy oglądałam leśny ogród. Zaczęłam myśleć o tym że to miejsce wygląda jak ogród botaniczny do którego często chodzę. Nagle usłyszałam szum, wszystko zawirowało, ja stałam w centrum botanicznego ogrodu a po magicznych schodach chodzili ludzie jakby stały tu od dawna. W tedy odkryłam że to wszystko jest jak w moim śnie czyli schody zabiorą mnie wszędzie gdzie zechce. Od tej pory wiedziałam już po co one są i często przychodziłam do mojego leśnego ogrodu.  :)
Tosia

piątek, 28 listopada 2014

Jesienna przygoda

Jesienna przygoda

  Pewnego jesiennego poranka rudy, chytry lisek, chowając się pod gałęziami starego dębu, rzekł:
- Założyłem się z zajączkiem, który z nas zbierze więcej kolorowych, jesiennych liści i pewnie wygram, bo najwięcej ich znajdę na drzewie.
- Niekoniecznie mój drogi, już sporo ich zgubiłem. Żyję długo na tym świecie i wiem, że o tej porze roku niewiele mi ich zostaje - odparł dąb.
- To nic stary dębie i tak będę lepszy od zajączka, przecież nie dowie się, że nie zbierałem ich jedynie z ziemi - odpowiedział lis.
  Usłyszał to wiatr, który akurat tamtędy przechodził. Pomyślał sobie, że musi przekazać tę nowinę zajączkowi. Pofrunął szybciutko do niego i szepcze:
- Zajączku, lisek chce Cię przechytrzyć, zbiera żołędzie prosto z drzewa.
- Żołędzie? - zdziwił się zajączek.
- Czyli oszust musi być pod dębem - westchnęła mądra sowa - Tak to z plotkarzami bywa, coś usłyszą i bzdurę przekażą dalej - powiedziała, kiwając głową.
  Dzięki uczciwości i mądrości sowy nie udało się chytremu lisowi oszukać zajączka.

Koralik

czwartek, 27 listopada 2014

Przepis na zupę dyniową


Przedstawię Wam przepis na cztery porcje zupy dyniowej.

SKŁADNIKI
- 1 dynia (ok. 1,2 kg)
- łyżka masła
- 1 cebula, drobno posiekana
- 4 obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki
- 2 obrane i pokrojone w kostkę marchewki
- 750 ml wody
- sól i świeżo zmielony czarny pieprz
- 2 łyżki vegety (lub mniej, do smaku)
- 150 ml creme fraiche
- imbir
- szczypta gałki muszkatołowej

SPOSÓB  PRZYGOTOWANIA:
Przygotowanie 20 min -------- Gotowanie 50 min -------- Gotowe w 1 godz 10 min

1. Pokroić dynię na ćwiartki i usunąć nasiona oraz włóknisty miąższ ze środka. Pozostały, twardy     miąższ pokroić plastry, obrać skórkę, a następnie pokroić plastry w kostkę.
2. W dużym garnku stopić masło i zeszklić na nim cebulę. Dodać dynię, ziemniaki, marchew, wodę i doprowadzić  do wrzenia. Lekko posolić, przykryć i gotować na małym ogniu przez 40 min.
3. Zmiksować zupę za pomocą ręcznego miksera i doprawić vegetą, pieprzem, imbirem (dowolna ilość) i gałką muszkatołową. Na koniec wymieszać creme fraiche.

Kremowa zupa z dynie jest rozgrzewająca i pyszna. Smacznego!


Koralik


poniedziałek, 24 listopada 2014

Wizyta w królestwie boga wiatru cz. 1

  Pewnego wietrznego, jesiennego popołudnia, gdy wyjmowałam pocztę ze skrzynki zobaczyłam, że dostałam list od Eola- boga wiatru (nie zdziwiłam się zbytnio, ponieważ go znałam, ale opowiem o tym innym razem). W swoim liście oznajmił, iż przeprowadził się na Wyspy Lipatryjskie (zwane Eolskimi) do nowego pałacu i prosił, żebym go odwiedziła i obejrzała jego nową siedzibę.
  Z chęcią się zgodziłam i  odpisałam, że go odwiedzę.Wizyta miała się odbyć w sobotę po godzinie czternastej. Byłam bardzo podekscytowana, w końcu niecodziennie zwiedza się pałac boga wiatru! Nie wiedziałam tylko jednej rzeczy, a mianowicie jak miałam się dostać na Wyspy Lipatryjskie? Bóg Eol nie napisał mi w liście, jak trafić do jego pałacu. Zrezygnowana usiadłam na łóżku. No cóż, jak widać, jednak nic z tego nie wyjdzie.
 A jednak następnego dnia (był to piątek) rano otworzyłam okno w pokoju i na chwilę z niego wyszłam, a gdy wróciłam, przy doniczce z aloesem na parapecie leżał niewielki pakunek, a przy nim kartka, która okazała się liścikiem o następującej treści...
Kriss

Międzynarodowy Festiwal Pivot Cup

Witajcie.
Ostatnio odkryłam swoje nowe hobby. Cały czas jeżdżę z moją siostrą na jej mecze koszykówki. Gra ona w drużynie „la basket”. Nie jest to drużyna najlepsza na świecie ,ponieważ doszło tam wiele nowych osób. Moje wyjazdy zaczęły się  od Międzynarodowego Festiwalu Pivot Cup. Jeździłam tam przez trzy dni od 8.00 do wieczora  w długi weekend. Codziennie oglądałam  cztery mecze, w tym dwa z udziałem  mojej  siostry. W następnych moich postach postaram się napisać więcej o tych zawodach.

Hanuta

Recenzja gry ,,Minecraft'' na PS4.

   W grze ,,Minecraft" są trzy tryby gry:
-Przetrwanie
-Kreatywny
-Hardcore
    Są również potwory takie jak:
-Pająki
-Czyhacze (czyli: Creepery)
-Zombiaki
-Szkielety
    Można instalować dodatki o nazwach np.:
-To many items
-PixelMod
-Flan's mod
-Mo'Creatures
    itp.



Ocena gry: 10/10   Trudność gry: łatwa                                                   Sharko
                                                                                              Autorzy:
Ocena gry: 10/10   Trudność gry: łatwa                                                   2004diablO$

Festiwal Matematyki

29 listopada w siedzibie ,,Gazety Wyborczej'' przy ul. Czerskiej 8/10 w Warszawie w godz. 10.00 - 17.00  odbędzie się Festiwal Matematyki. . Podczas zajęć dla dzieci, nauczycieli i rodziców zastanowimy się nad tym, jak istnieje nic i co to jest nieskończoność, jak obudzić w sobie geniusza, poznamy sposoby łamania szyfrów oraz zabawimy się w matematycznego agenta specjalnego.Rodzice dowiedzą się, jak pomóc przejść dzieciom przez trudny próg między edukacją wczesnoszkolną a II etapem kształcenia. Dzieci zaś odkryją, że matematykę da się połączyć z innymi pasjami. Rejestracja odbywa się pod adresem: www.festiwalmatematyki.evenea.pl
                                                                                             

Serdecznie zapraszamy
Kriss i Kicia Kocia

niedziela, 23 listopada 2014

Klątwa Dajmona - część druga

Część pierwsza tutaj: http://szkolnycwierkacz.blogspot.com/2014/10/klatwa-dajmona-czesc-pierwsza.html


Justyna spoglądała uważnie na Ewelinę. Przyjaciółka zachowywała się dziwnie, jąkała się, jakby coś ukrywała. Na pytanie jak się czuje w nowej szkole odparła tylko:
- Jak to w szkole – wzruszyła ramionami. – pierwszego dnia, właściwie na rozpoczęciu robić test to już przesada. No i dużo gadali na apelu. Masakra.
- No wiem, ale nie o to się pytam. Wiesz, jakich masz ludzi w klasie, czy nauczyciele wymagający i takie tam…
- Nie wiem, nie zastanawiałam się.
Justi głośno westchnęła. Gdy rozmawiały na krokach wydawało się, że te dwie rzeczy niepokoją i zastanawiają przyjaciółkę.
- Słuchaj, ja widzę, że coś się stało. Przecież wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć.
Ewelina przełamała się na chwilę. Zamiast udawanego lekceważenia na twarzy pojawiła się gotowość do wyjawienia wszystkiego Tyśce, ale uśmiechnęła się tylko krzywo i skłamała:
- Nie, wszystko w porządku. Tylko wiesz, zmiana otoczenia na tak obce dobrze na mnie nie działa. Z resztą wiesz, jaka tam jest atmosfera. Jakbym się znalazła w jakimś horrorze – zaśmiała się sztucznie Evi.
Justyna tylko pokręciła głową i wstała zalać im herbaty, bo woda właśnie się zagotowała.
***
Ewelina z niemałym strachem przyszła do szkoły. Tego dnia darowała sobie odprowadzanie przyjaciółki, może faktycznie potrzebowała snu. Jednak mimo tego, że wstała później czuła taki sam niepokój. Nacisnęła zimną klamkę. Wydawało jej się, że słyszy jęk, ale dopiero po chwili zorientowała się, że to pisk otwieranych drzwi. Przestraszona puściła je, a one z hukiem zatrzasnęły się. Dziewczyna usłyszała w głowie krzyk istoty, która stanęła jej przed oczami. Blada twarz, podkrążone oczy, długie czerwone włosy wijące się jak węże, ostre kły i oczy bez źrenic. Evi przeraziła się, postać była podobna do niej, tyle że upiorna. Chwilę potem zapomniała o wszystkim i znalazła się w środku, choć wcale nie otwierała drzwi.
W szkole w ogóle nie mogła się skupić na lekcjach.
Większość nauczycieli omawiała BHP i PSO, ale niektórzy zaczynali już normalne lekcje. Ewelina nie myślała trzeźwo, a czasem gdy szła korytarzami szkoły dopadał ją znajomy ból. Bywało też, że całkiem traciła świadomość na kilka sekund i budziła się w innym miejscu. Z uczuciem wielkiego zmęczenia wyszła po zakończeniu lekcji i powędrowała do domu Justyny.
Znała kod, więc weszła do bloku. Jednak drzwi mieszkania się nie otworzyły, to znaczy, że przyjaciółka jeszcze nie wróciła. Evi usiadła na schodach i już miała sięgnąć do plecaka po książkę… ale plecaka nie było. Dziewczyna westchnęła i palnęła się w czoło. Zostawiła go w szafce… Musi teraz wrócić do tego ponurego, dziwacznego i źle wpływającego na nią miejsca.
Na szczęście szkoła była jeszcze otwarta. W środku nie było żywej (ani martwej) duszy. Panowała tu niepokojący spokój i pustka. Evi cicho poszła w kierunku szafek, jakby bała się, że jest tu jakaś śpiąca istota, którą mogłaby zbudzić.
Powoli kucnęła przy szafce i wyjęła z kieszeni klucze. Drzwiczki cicho skrzypnęły, a Ewelina starając się nie narobić hałasu wyjęła swój plecak. Zamknęła je, a gdy odwróciła się, zauważyła stojącego na drugim końcu korytarza chłopaka. Znajome uczucie wypełniło jej ciało, a do tego poczuła, że kręci jej się w głowie. Zdawało jej się, że chłopak idzie w jej stronę i przyjaźnie się uśmiecha. Potem już nie wytrzymała i zemdlała.
Obudziła się z przyjemnym uczuciem ciepła, jakie odczuwa kołysane przez matkę dziecko. Poczuła, że palą ja policzki, chociaż nadal przeszywał ją chłód lodowatych ostrzy. Powoli otworzyła oczy. Poraziło ją światło, ale ktoś zasłonił je ciepłą ręką, której palce przesunęły się po jej czole. W głowie znów jej się kręciło, niemal czuła jak pali ją ogień i lód jednocześnie. Była pewna, że to Dajmon, ale nie taki, jakim go sobie wyobrażają. Nachylił się do jej ucha i szepnął łagodnym, choć ochrypłym głosem:
- Spełnij Obietnicę i nas uratuj.
Po czym jakby z wahaniem odszedł przesuwając rękę po jej policzku. Evi dopiero teraz zauważyła, ze cały czas ją tam trzymał. Nie wiedziała dokładnie, co jest wokół niej, była jednak pewna, że odchodząc, obejrzał się jeszcze. Stopniowo ból ustawał i Ewelina zorientowała się, że jest na klatce schodowej bloku swojej przyjaciółki (Czy Dajmon niósł ją całą drogę? Czy umiał się teleportować?). Miętowy plecak leżał obok niej. Powoli podniosła się i jak gdyby nigdy nic powędrowała do drzwi mieszkania Justyny.
- No, jesteś wreszcie! – otworzyła niemal natychmiast Tyśka, gdy Evi zadzwoniła. – Coś kiepsko wyglądasz – mina zaraz jej zrzedła.
- E tam, tylko przemęczyłam się trochę. Żyję jeszcze wakacjami.
Dziewczyny weszły do środka, a Justi cały czas zastanawiała się nad zachowaniem przyjaciółki, która blada na twarzy chwiejnie usiadła na fotelu i chwyciła w obie dłonie kubek czekającej na nią herbaty.
- Evi. Co jest? – spytała szeptem zmartwiona Tyśka.
W dziewczynie coś pękło i wybuchła płaczem wyrzucając z siebie wszystkie gnębiące ją rzeczy. Gdy już się uspokoiła opowiedziała przyjaciółce niemal wszystko. O bólu, odprowadzeniu tutaj. Ale słowem nie wspomniała o tym jak Dajmon ją dotykał i jakie wtedy ciepło sprzeczne z zimnymi ostrzami odczuwała.
- O raju… To takie… nierealne – nie dowierzała Justi.
Przez chwilę milczały aż Justyna poderwała się i chwyciła dżinsową torebkę z ćwiekami.
- Chodźmy/ Takie smutki wymagają zatopienia w najlepszych lodach w mieście.
Pojechały na ulicę Londyńską, stary zaułek wśród rozwalających się kamienic. Wbrew pozorom było tam bardzo przytulnie, a lody były naprawdę wyborne, w prawie stu smakach i to domowej roboty.
- Cynamon i cappuccino. Z polewą czekoladowa – złożyła zamówienie Tyśka. – A ty?
Evi po chwili zastanowienia wybrała.
- Czekoladowe i… chili. Z dużą ilością bitej śmietany.
Gdy z pucharkami szły do stolika, Justi spojrzała podejrzliwie na Ewkę.
- Co to za nowe połączenie?
- A tak na spróbowanie… - Ewelina spojrzała na swoją porcję lodów.
Wybrała te smaki nie bez powodu.. Pamiętała jak Dajmon się nad nią nachylił… pachniała czekoladą, a policzki piekły jak po zjedzeniu papryczki. Miał łagodny głos jak śmietanka.

- Ziemia do Evi! Przy tym stoliku co zwykle?
Meveline

sobota, 22 listopada 2014

Tajemnicza wyspa cz.2

Pod wieczór położyłam się do łóżka, w końcu nadal stało na brzegu. Wpatrywałam się w odległe o setki mil gwiazdy, gdy nagle zauważyłam coś interesującego. Metr przede mną znajdował się jakiś owad. Nie był on zwyczajny, bo inaczej nie zwróciłabym na niego uwagi. Był cały niebieski i zamiast odnóży miał coś podobnego do dziobu ptaka. W tych dziobkach trzymał paczkę. Zdziwiło mnie to, bo paczka była duża, a owad miał nie więcej niż pięć centymetrów wzrostu. Nagle zaczął się przybliżać. Gdy był już blisko zrzucił paczkę i poleciał. Natychmiast otworzyłam ją. W środku było pudełko, a przy nim karteczka „Jeśli chcesz wrócić do rzeczywistości dotknij tego co jest w pudełeczku, lecz pamiętaj jeśli tego dotkniesz nie wrócisz tu.” Ciekawe od kogo to – pomyślałam. Odłożyłam pudełko na piasek i zasnęłam. We śnie rozmyślałam o tym co jest w pudełku. Co to może być... Następnego ranka postanowiłam, że tego nie dotknę. Chcę tu dłużej pobyć i robi się coraz ciekawiej. Najpierw podarunek, który dostałam pod palmą to znowu jakieś pudełeczko.
                                                                                                                                Kicia Kocia
          

środa, 19 listopada 2014

Tajemnicza wyspa cz.1

Łóżko ruszyło się. Otworzyłam oczy i nie zobaczyłam nic poza ciemnością. Znowu usnęłam. Przez powieki zauważyłam, że się rozjaśnia. Otworzyłam szeroko oczy i aż krzyknęłam z podniecenia. Zobaczyłam, że płynę po bezkresnym oceanie. Tafla wody była niemal zupełnie nieruchoma. Powiewał lekki, cudowny wietrzyk, który pchał mnie do przodu. Po kilku godzinach rejsu dostrzegłam w oddali wyspę. Po dziesięciu minutach było ją widać o wiele lepiej. Mogłam bez problemu powiedzieć, że jest tam pełno drzew chlebowych oraz kokosowych. Wydawało mi się, że w cieniu palm odpoczywają ludzie, lecz było to tylko złudzenie. W końcu przybiłam do brzegu. Wciągnęłam łóżko na brzeg. Pod jedną z palm spoczywała para sandałów. Znalazłam też trzy bluzki, bluzę, pięć par bielizny, kilka ryb, owoców chlebowca, kokosów, trochę drzewa i zapalniczkę. Obok była karteczka z napisem '' Może się przydać ''. Ciekawe co to miało znaczyć. Mam nadzieję, że nie zostanę tu na zawsze. To było by straszne, a za razem intrygujące...
                                                                                                                      Kicia Kocia

Klasa 5b w Muzeum Archeologicznym

Dnia 3 .11. 2014 klasa 5b była na wycieczce w Muzeum Archeologicznym. Można tam było usłyszeć historię naszych prapradziadków oraz zobaczyć biżuterię sprzed kilkuset lat. Po zwiedzeniu muzeum, w specjalnej sali odbyła się lekcja robienia biżuterii. Każdy zrobił naszyjnik, kolczyki lub bransoletkę. Wszyscy byli zafascynowani. Ta wycieczka bardzo mi się podobała. Mam nadzieję, że innym też.
Martyna z 5b





poniedziałek, 17 listopada 2014

Przygoda ze scooteringiem

Witam gorąco wszystkich.

Tak jak obiecałem - zaczynamy przygodę ze scooteringiem. Postaram się przybliżyć Wam ten sport. Sam dopiero niedawno się nim "zaraziłem". Jest to sport wyczynowy i trzeba przestrzegać w nim określonych zasad. Uwaga ! Zaczynamy!
Odcinek 1.

Na początku chciałbym powiedzieć kilka słów o wymaganym sprzęcie.
Scootering jest jazdą wyczynową na hulajnodze i przede wszystkim musicie zaopatrzyć się w hulajnogę . Ja - ponieważ też dopiero się uczę - polecam sprzęt, który można nabyć w każdym sportowym sklepie.  Mam nadzieję, że każdy wie, gdzie w Warszawie można kupić fajny, niedrogi sprzęt. Ja składałem pieniądze na swoją pierwszą hulajnogę ok. pół roku. Poniżej wklejam fotkę mojej ulubionej hulajnogi.



Nie będę tutaj pisał jakie mają być kółka itd. Najlepiej przy kupnie poradzić się sprzedawcy, ale przede wszystkim musicie wziąć pod uwagę, że będziecie na tej hulajnodze ,,skakać" i wykonywać różne ewolucje -  w slangu scooteringowym nazywamy je trickami. Musicie więc dobrze czuć się na swojej hulajnodze i musi ona być dosyć masywna ( plastikowe części odpadają ! ) .
Dla tych, którzy lubią się wywracać polecam nakolanniki i nałokietniki. Ale podstawą jest KASK!!!
W dzisiejszym odcinku to tyle.W następnym postaram się omówić i pokazać podstawowe tricki.Dla zachęty wklejam też krótki filmik. DO ZOBACZENIA :)




                                                                                                                          Verniqr

Starożytna olimpiada

  W roku 884 przed narodzeniem Chrystus król Ifitos chciał położyć kres wojnom rujnującym jego kraj, udał się do wyroczni delfickiej, wieszczki Apollina. Poleciła mu ona zorganizować zawody, w których będą mogli uczestniczyć Grecy. Wybrano olimpiadę i pierwsze igrzyska rozegrano jeszcze w tym samym roku. Igrzyska organizowano co 4 lata. Trwały 6 dni. (nie chodzi o początek olimpiady)
  Dlaczego kobiety nie miały wstępu do Olimpii?
Kobiety nie mogły uczestniczyć w igrzyskach ani ich oglądać. Złamanie zakazu groziło śmiercią. Sport był szlachetnym zajęciem i uznawano, że nie są go godne. Igrzyska były domeną wolnych mieszkańców greckich miast. Cudzoziemcy i niewolnicy nie mogli w nich uczestniczyć. Tym różniły się one od współczesnych igrzysk, które w roku 1896 dopuściły do zawodów wszystkich... poza kobietami, które musiały czekać na ten przywilej do 1928 roku!
  Dlaczego starożytni sportowcy byli nadzy?
Na samym początku sportowcy mieli przepaskę na biodrach. W roku 720 przed narodzeniem Chrystusa atleta Orsippos z Megary zgubił przepaskę na trasie biegu. Nie przeszkodziło mu to zupełnie w zajęciu pierwszego miejsca. Organizatorzy podjęli decyzję, że zawodnicy będą odtąd nadzy. Nawet sędziów zmuszono do zdjęcia okryć.
  Jak nagrodzono zwycięzców?   
Byli koronowani  wieńcem oliwnym i zdobywali amforę oliwy z oliwek. Po powrocie do rodzinnego miasta zawodnik otrzymywał od władcy 500 drahm-sumę niebotyczną na owe czasy- i pozostawał bohaterem do końca życia.

                                                                                                                                           Sharko

środa, 12 listopada 2014

Dyskoteka szkolna

Dzisiaj 12.11.2014 r. odbyła się dyskoteka szkolna dla klas 4-6. Zaczęła się o 17.15 a skończyła o 19.15 czyli trwała aż dwie godziny. Były kolorowe światła, sztuczny dym oraz wiele super piosenek. Wszyscy byliśmy zadowoleni i roztańczeni. Większość osób chyba przynajmniej raz musiała odpocząć.  Po dyskotece wszyscy zeszliśmy do szatni, a podczas przebierania omawialiśmy przebieg dyskoteki. Sądzę ,że każdej osobie- mnie również, bardzo się podobało.
Tosia

sobota, 8 listopada 2014

WWF

WWF to organizacja ekologiczna o charakterze międzynarodowym. Została stworzona 29 kwietnia 1961 roku przez dyrektora generalnego UNESCO Juliana Huxleya ,który podczas podróży do Afryki zauważył zniszczenie środowiska i liczne polowania mogące doprowadzić do wymarcia fauny tego niezwykłego kontynentu. Pomysł stworzenia tej organizacji poparli ornitolog Max Nicholson i wiceprezydent IUCN Peter Scott- autor logo WWF ( czarno-biała panda ). Siedzibą organizacji stała się Szwajcaria. Z czasem zostały stworzone inne oddziały w wielu krajach świata. Od początku swojego istnienia WWF gromadzi fundusze niezbędne do ochrony przyrody. Zadaniem fundacji jest nie tylko ratowanie ginących zwierząt ,ale również przeciwdziałanie zniszczeniu środowiska.  W latach 80 XX wieku wspólnie z IUCN oraz UNEP, WWF stworzył Światową Strategię w Zakresie Przyrody , którą podpisał Sekretarz Generalny ONZ. Strategia, którą równocześnie opublikowano w 34 stolicach świata, stała się podstawą spojrzenia na ochronę środowiska. Stowarzyszenie zatrudnia około 4500 pracowników na całym świecie.

Tosia

Historia czekolady

W tym wpisie przedstawię historię czekolady, największego przysmaku dzieci. Pewnie trudno uwierzyć, że przed wiekami czekolada wcale nie była słodka. Zanim uzyskała współczesny smak przechodziła przez różne etapy. Niegdyś była przysmakiem dla majętnych. Pierwszym człowiekiem pochodzącym z Europy , który jej spróbował był Krzysztof Kolumb. Chyba żaden z nas nie wyobraża sobie życia bez czekoladowych słodkości. Czekolada nie jest współczesnym produktem , lecz dopiero w XIX wieku zaczęto ją wytwarzać w formie , którą znamy teraz. Jej historia sięga czasów , gdy zaczęto uprawiać kakaowce. Około trzech tysięcy lat temu u wybrzeży zatoki meksykańskiej ziarna drzewa kakaowego przykuły uwagę Olmeków. Kolejnymi cywilizacjami uprawiającymi tę roślinę byli Majowie i Aztekowie. Oni przyrządzali z ich nasion gorzki i ostry napój przyprawiany chili i wanilią. Majowie spożywali go na świętach oraz podczas obrzędów i rytuałów. Można przypuszczać , że nam-przyzwyczajonym do słodkich tabliczek czekolady nie przypadł by do gustu ten napój. Jak już wcześniej wspomniałam pierwszym Europejczykiem próbującym tego napoju był Krzysztof Kolumb , lecz można było się spodziewać , że napój nie przypadł mu do gustu bowiem był pikantny i gorzki. Ziarna kakaowca pojawiły się w Hiszpanii za sprawą hiszpańskiego konkwistadora. Pierwsi Europejczycy którzy pijali czekoladę doprawiali ją cukrem i wanilią co sprawiło , że stała się ich przysmakiem. Następnie czekoladowy smakołyk pojawił się we Francji dzięki hiszpańskiej księżniczce Annie żonie Ludwika XIII. Pierwsze pralinki pojawiły się w drugiej połowie XVII wieku. Wymyślił je kucharz Ludwika XVI , który nosił nazwisko Pralin. Przełomem w historii czekolady było produkowanie jej w formie tabliczki. Stopniowo ulepszali ją Holender Konrad Jan van Houten oraz Szwajcar Rudolf Lindt. Do końca XIX wieku  czekoladowe wyroby stawały się coraz bardziej dostępne i wymyślne. Muszę się przyznać , że sama pisząc tę pracę jadłam czekoladowe cukierki.
Tosia

środa, 5 listopada 2014

Piłka nożna

  W piłkę grano na polach (boiska nie istniały) długimi godzinami (nie było ograniczeń czasowych), z dowolną liczbą zawodników. Nie było żadnych zasad. Uderzenia pięścią, nogami, wyścigi - wszystko to było dobrze widziane. Całe miasteczka toczyły ze sobą walki: żonaci z kawalerami, mnisi i księża z parafianami...
  Przed 2500 lat Chińczycy wymyślili grę w piłkę, którą kopało się nogami i nazwali ją Tsu chu. ,,Tsu" oznaczało kopnięcie a ,,Chu" w piłkę wykonaną ze zwierzęcej skóry. Gra szybko przyjęła się w wojsku,  służyła tam do ćwiczeń. Wojownicy zastępowali piłkę głową nieprzyjaciela, co bardzo motywowało wojowników do walki.
  W 1314 roku król Anglii wydał zakaz gry w piłkę na ulicach Londynu. A w owym czasie grano w nią masowo. Drużyny składające się ze 100 zawodników uganiały się za piłką. Celem gry było zatrzymywanie piłki i to jak najdłużej. Wszystkie chwyty dozwolone: ,,pracowano" nogami, rękami, łokciami. Gonitwy i potyczki trwały długo. Jeśli nikt nie opatrywał rannych, bywali zadeptywani. Po każdym meczu chowano zmarłych.
  Kobiety rzadko grywały w piłkę aż do lat 20.XX w. W tym okresie z kolei ich stroje sportowe, wymachujące w powietrzu nogi i krótkie włosy wywoływały zgorszenie. Zabroniono im więc gry w piłkę! W roku 1991 zakaz cofnięto i kobieca piłka nożna znalazła się wśród dyscyplin olimpijskich. Damskie kluby piłkarskie liczą ponad 20 milionów zwolenniczek.
 
                                                                                                                             Sharko

wtorek, 4 listopada 2014

Przygody Katherine



Rozdział trzeci
 
                Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Obok mnie na krześle siedziała pielęgniarka i majstrowała przy dziwnym ekranie. Jęknęłam, a kobieta odwróciła się. Miała czerwone usta, czarne włosy do ramion i szare oczy. Przyłożyłam ręce do głowy i palcami wskazującymi potarłam sobie skronie. Głowa bolała trochę mniej, ale tylko trochę. Usiadłam i spuściłam stopy na ziemię. Na gołej skórze poczułam zimno podłogi. Cofnęłam je i zaraz z powrotem postawiłam na ziemi. Prawą ręką złapałam poręcz łóżka. Chciałam wstać, ale pielęgniarka cofnęła mnie ruchem ręki. Podwinęłam nogi i zaplotłam ręce na kolanach. Odwróciłam głowę i spojrzałam w okno. Za szybą szalała burza. Wpatrywałam się w błyskawice. Nagle coś huknęło. Szybko zatkałam uszy rękami.
- Odwróć się! – To był głos pielęgniarki. Miała chłodny i nieprzyjemny ton.
- A… Może pani powtórzyć ? Nie usłyszałam.
- Odwróć się! Mam Ci zrobić badania. No już.
Posłusznie odwróciłam się i z trudem oderwałam wzrok od burzy. Było w niej coś… coś magicznego ? Niezwykłego ? I pięknego. Od małego lubiłam burze. Pamiętam, zawsze siadałam przy oknie, wpatrywałam się w błyskawice i słuchałam grzmotów, jakby to była najpiękniejsza muzyka. Pielęgniarka złapała mnie za rękę i zmierzyła tętno. Potem podłączyła moją rękę do ekranu. Gdy sięgała do drugiej, do pokoju wpadł Kamil. Miał na sobie czarny płaszcz z mnóstwem kieszeni. Na głowę miał zarzucony kaptur.
- Synu, zdejmij kaptur. – Powiedziała pielęgniarka.
- Nie jestem twoim synem.- To zdanie chłopak wycedził przez zęby, ale zdjął czarny materiał z głowy.
- Ta... Poczekaj chwilę widzisz, że robię badania.
- Aha. – Powiedział i usiadł na krześle przy łóżku.
- Cześć ?- Postanowiłam się wtrącić.
- Hej. Mam do ciebie… Sprawę.
Pielęgniarka odpięła ode mnie urządzenie, spisała coś z monitora i szybkim krokiem wyszła.
- Ta.. To chyba twoje, nie ?- Kamil podał mi bransoletkę na rzemyku.
- Och. Skąd wiedziałeś ?- Uściskałam go i szybko założyłam bransoletkę.
- No… Potem się dowiesz. – Rzekł tajemniczo. – Do zobaczenia, Katherine. Przygotuj się.
- Na co ?! – Byłam całkiem zdezorientowana. O co mogło mu chodzić ? Na co mam się przygotować ?!- Czekaj! Na co ?!
Nie odpowiedział. Wyszedł szybko zakładając kaptur. Usiadłam na łóżku i zapatrzyłam się w okno. Na niebie był księżyc w pełni i burza. Patrzyłam w nią… aż usnęłam.

                                                                                                                                           ~Husky