Przez
cały ogród płynął szeroki strumień w, którym umieszczono kilka kamiennych żab,
na jego brzegach stały posążki czapli, którym z dziobów wypływała woda, a całą
taflę strumienia pokrywały lilie wodne. Stanęłam na zamkowym tarasie i
obserwowałam uważnie cały ogród. Był piękny. Delikatnie zeszłam po marmurowych
schodach i udałam się w głąb ogrodu. Przespacerowałam prawie cały dzień kiedy
jedna z towarzyszących mi pokojówek nieśmiało zaproponowała, że może już czas
wrócić do pałacu. Kiwnęłam lekko głową i wszyscy zawróciliśmy w kierunku zamku.
Gdy przekroczyliśmy próg w całym budynku rozległ się głośny dźwięk brzmiący
zupełnie jak mój dzwonek od drzwi. Po krótkim czasie dźwięk się powtórzył i
zrobiło się ciemno. Poczułam przenikliwy chłód i pojawiłam się z powrotem w
swoim przedpokoju. Dzwonek rozległ się po raz trzeci i zza drzwi dobiegł głos
mojej mamy żebym wreszcie otworzyła drzwi. Podbiegłam do nich szybko i
przekręciłam zamek. Kiedy mam weszła przypomniałam sobie, że apaszka, którą
przywiązałam przed wejściem nadal jest przyczepiona. Odwiązałam ją od szafy,
potem weszłam do kuchni, by odwiązać też jej drugi koniec gdzie apaszka nie
była już przymocowana do rzeźbionego stolika tylko do lodówki, których na pewno
nie było w czasach tego pałacu. Schowałam apaszkę do szuflady, ponieważ cała
magia znika gdy tylko ktoś chce wejść do domu nie będzie mi już potrzebna skoro i tak bez
problemu wrócę z powrotem. No nie wiem. Wszystko to było bardzo dziwne. Za
oknem niebo było już ciemnogranatowe i oznaczało to chyba, że już pora iść
spać.
Tosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz