Był początek wakacji. Obudziłam
się dość wcześnie, a gdy próbowałam dalej zasnąć, po prostu mi się nie udawało,
dlatego ospała podniosłam się z łóżka i powolnym krokiem udałam się w stronę
okna. Był ciepły ranek, na ulicach prawie nie było samochodów, a chodniki i
alejki były całkiem opustoszałe. Delikatnie przycupnęłam na zimnej podłodze i w
bez ruchu wpatrywałam się w szarą panoramę Targówka, gdy nagle usłyszałam
znajomy tupot malutkich stópek. Ku mnie kroczyła moja kotka Tosia. Cichutko
zamruczała i jednym susem wskoczyła mi na kolana. Teraz obydwie obserwowałyśmy
niebo, drzewa, bloki i ulicę na, której pojawiało się coraz więcej aut. Cała
okolica budziła się do życia, a ja wciąż ubrana w piżamę siedziałam na podłodze
ciemnego pokoju wśród śpiących jeszcze pozostałych domowników. Nagle usłyszałam
przenikliwe skrzypienie drzwi prowadzących do kuchni. Spłoszona Tosia
czmychnęła z moich kolan i schowała się w szparze między szafą a kanapą, gdy ja
zastanawiałam się jak te drzwi się mogły się poruszyć skoro wszyscy oprócz mnie
jeszcze spali. Z rozmyślań wyrwało mnie coś, co przypominało głośny pisk. Miałam
wrażenie jakbym tylko ja to słyszała, ponieważ ten dźwięk był na tyle głośny,
że wszyscy by się od razu zbudzili. Odwróciłam głowę, by doszukać się jego
źródła, gdy poczułam piekący ból w palcu wskazującym. Spojrzałam w stronę
palca, żeby zobaczyć czym spowodowany był ból, a tam ujrzałam stworzenie wyglądające
zupełnie jak młody Allozaur, którego widziałam kiedyś w książce. Przerażona
chwyciłam kij od szczotki i zaczęłam pchać bestię jak najdalej od siebie. W tym
momencie obudziła się mama. W chwili otwarcia przez nią oczu, dinozaur zniknął.
Wyglądało to, jakby wessały go drzwi od kuchni. Szybko pobiegłam w tamtą stronę,
ale jedyne co zobaczyłam, to zwyczajna kuchnia jakich wiele. Kiedy trochę
ochłonęłam, zaczęłam się cieszyć, że Allozaur był jeszcze bardzo młody, bo z
dorosłym osobnikiem na pewno nie,miałabym tyle szczęścia. Powoli do naszego
mieszkania zawitał dzień. Przez cały czas myślałam tylko o tym co zdarzyło się
rano. O co chodziło? Może to był tylko sen lub przewidzenie. Tego nie
wiedziałam. Na ziemię sprowadziła mnie mama oświadczająca, że już wychodzi i,
że powinnam zaprowadzić brata na Lato w mieście. Szybko wciągnęłam buty, chwyciłam torebkę z telefonem i kluczami i we troje opuściliśmy mieszkanie. Kiedy
wróciłam do domu, drzwi otworzył mi niewysoki mężczyzna ubrany jakby uciekł z
XVI wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz