Ukryty skarb
Pewnego dnia w Bullerbyn, nastała piękna, słoneczna,
wesoła i zielona wiosna. Zakwitły już przebiśniegi, krokusy i fiołki. Na
błękitnym niebie widniało tylko kilka białych chmurek, a ptaszki śpiewały tak
pięknie i wesoło. Gdy mama Ollego przebywała na strychu, robiąc tam porządki,
znalazła tajemniczą butelkę z umieszczoną w niej kartką. Pomyślała, że to
zabawka Ollego i zaniosła mu ją, ale gdy Olle butelkę zobaczył, był zupełnie
zaskoczony, bo pierwszy raz widział ją na oczy. Był jednak zainteresowany i
postanowił pokazać ją Lassemu i Bossemu. Jednak, gdy wszedł do ich zagrody,
okazało się, że chłopców nie ma. Moja mama powiedziała Ollemu, że chłopcy siedzą
w grotach, które są tak naprawdę zwykłymi stogami siana. Chłopcy nazwali je
grotami, ponieważ spotykają się tam często i rozmawiają.
- Zobaczcie, co moja mama znalazła na strychu, gdy
robiła porządki - powiedział Olle.
- Co to jest? - zapytał Bosse.
- Butelka, która ma w środku papier, ale nie wiem, co
na nim jest - odpowiedział Olle.
- No to czas się o tym przekonać! - krzyknął Lasse, po
czym wyrwał Ollemu butelkę i wyjął
papier.
- Na spieczone klopsy!!! Przecież to mapa!!! - krzyknął Lasse i podał Ollemu.
- Niech mnie gęś kopnie!!! Rzeczywiście!!!
- potwierdził Olle, po czym podał Bossemu.
-
Jak myślicie, co oznacza ta trupia czaszka? - zapytał Bosse.
- Miejsce, w którym pasie się
Urlik - powiedział Olle.
- O nie, ja na pewno drugi raz
nie będę polował na bawoły - ostrzegł chłopców Lasse, mówiąc, że nigdy,
przenigdy tam już nie pójdzie. Błagał, żeby w tym miejscu nie było Urlika.
- Na spaloną wątróbkę!!! Macie
rację, ale przestańmy już krzyczeć, schowajmy mapę w bezpiecznym miejscu, a po
obiedzie wyruszymy na poszukiwania skarbu!!! - powiedział Bosse, po czym poszli
do miejsca, w którym schowali mapę. Anna i ja bawiłyśmy się same, ponieważ
Britta zachorowała. Mama poprosiła nas, żebyśmy poszły do Jana z młyna i
poprosiły o trochę ziarenek zbożowych i kawę specjalnie robioną na przeziębienie,
wytwarzaną ze zbóż i ziaren. Gdy wyruszyłyśmy do lasu, mijali nas chłopcy, a
gdy właśnie przechodzili obok, zaśmiali się i spojrzeli tajemniczo na nas. Anna
nie zwróciła na to uwagi, ale ja myślałam, że chłopcy coś ukrywają. Gdy
wróciłyśmy już do Bullerbyn, poszłam do swojego pokoju i przez cały dzień
zastanawiałam się, co chłopcy tutaj kombinują. W końcu tak zaczęło mnie to
dręczyć, że wysłałam Annie liścik z napisem:
"Anno, wiem, że tego nie
zauważyłaś, ale gdy szłyśmy do Jana, gdy chłopcy szli obok nas, mijając śmieli
się.
Czy nie uważasz, że to dziwne? Ja
myślę, że oni coś ukrywają."
Potem poszłam spać. Rano, gdy budzik mnie obudził,
pobiegłam do stodoły nakarmić moje zwierzątka. Gdy wróciłam do mojej zagrody,
usłyszałam krzyki. Anna wołała mnie i chciała mi powiedzieć, że od ósmej rano,
na mojej półce leży list od niej. Pobiegłam na górę i wzięłam liścik do ręki, w
którym było napisane.
"Liso, ja też uważam, że coś
ukrywają i myślę, że czas to rozstrzygnąć."
Natychmiast pobiegłam do Anny i powiedziałam jej, że ich
tajemnica może być na strychu.
- No właśnie! Pamiętasz "Skrzynię Mędrców"? Ich
tajemnica musi być na strychu - powiedziała Anna, po czym pobiegłyśmy do mojej
zagrody i wbiegłyśmy po schodach na strych. Szukałyśmy wszędzie i wszędzie, ale
nie mogłyśmy jej znaleźć. Anna zajrzała do kalosza mojego taty i krzyknęła:
- Jest!!! Ich tajemnica jest w skrzyni, w której chłopcy
trzymali swoje zęby. A tak dokładnie znalazłam tę skrzynię w kaloszu twojego
taty, Liso!
- A niech mnie, przecież to mapa skarbu. Chodźmy pokazać
chłopcom, co znalazłyśmy - powiedziałam i pobiegłyśmy do chłopców. Siedzieli w
kuchni przy stole i omawiali swoją mapę. Anna trzymała ją za plecami i powoli
weszłyśmy do kuchni. Nagle Anna wystawiła ją zza pleców, a ja krzyknęłam:
- Zobaczcie, co znalazła Anna w kaloszu mojego taty na
strychu!
- Co! To nie możliwe! Myślałem, że schowaliśmy ją w
bezpiecznym miejscu, a tu proszę, wróg porwał nam klucz - powiedział zaskoczony
Lasse. Spróbowałam uspokoić chłopców i przekonać ich, że pomożemy im odnaleźć
skarb, bo sami na pewno nie dadzą rady. Gdy zjedliśmy obiad, wyruszyliśmy na
poszukiwania skarbu. Staliśmy całą piątką przy brzegu jeziora Anny i
zastanawialiśmy się, czym by tu popłynąć. Lasse zaczął żartować:
- O, spójrzcie na ten błękitny ocean pełen rekinów i
innych niebezpieczeństw! Kamraci! Musimy znaleźć wielki okręt, którym
popłyniemy na spotkanie przygodzie i po wielkie bogactwo!
Po chwili powiedział, że jest dowódcą całej załogi i że
mamy się go słuchać.
- Ajaj
kapitanie! Znalazłam wielki okręt! Tu, z boku! - krzyknęłam odwiązując łódkę
przywiązaną do drzewa i udając, że to wielki okręt.
- Teraz już bez kłótni i bez zwlekania,
popłyniemy po emocje! - krzyknęła Anna. Wszyscy wsiedliśmy do środka, a Bosse
wiosłował.
- O tak, o tak,
już wiosłuje, mały Bosse, w dużej łódce - śpiewał Lasse.
- Ale dobra,
dobra, dobra, już przestańmy śpiewać pieśni i do pracy wnet się bierzmy -
powiedziałam. Gdy już dopłynęliśmy, wszyscy "padliśmy" ze zmęczenia.
- Dobra,
jesteśmy na miejscu. Pierwsza przeszkoda, którą mamy pokonać, to przejście
przez las - powiedział Lasse trzymając mapę. Staliśmy przed lasem, w którym
było mroczno i podejrzanie, a zwierzęta takie jak dziki, sarny, jelenie, zające
i niedźwiedzie wydawały z siebie przeróżne odgłosy. Czyhały tu na nas przeraźliwe niebezpieczeństwa. Wszyscy
się baliśmy, a ponieważ Lasse był naszym kapitanem, wypchnęliśmy go do przodu.
- W życiu, na
pewno nie pójdę pierwszy - ostrzegł nas.
- Jesteś
dowódcą, tak, no to idź pierwszy - powiedziała Anna.
Lasse się bał, ale w końcu stanął na początku.
Nagle........ usłyszeliśmy jakieś szmery za krzakami!
- Aaaaaaa! -
wrzeszczał Lasse.
Za chwilę zza
krzaków wyskoczył mały zajączek. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać oprócz Lassego,
który piszczał, że to wcale nie jest śmieszne. Och, ze śmiechu aż zaczęliśmy
turlać się po trawie! Szliśmy i szliśmy, aż nagle znowu coś usłyszeliśmy! To
były osy! Były daleko w swoim ulu, a ich część latała w lesie i zbierała nektar
z kwiatów, który pszczoły potem przerobią na miód.
- Ajaj kapitanie!
Widzę światło, które na pewno jest na końcu lasu i prowadzi do wyjścia! -
krzyknęłam wskazując palcem na światło. Po dziesięciu minutach wyszliśmy z
lasu. Ja i Anna cieszyłyśmy się, że w końcu możemy cieszyć się słońcem.
- No dobra, druga przeszkoda, to
przejście przez góry - powiedział Lasse trzymając mapę.
- Góry, czemu akurat na tej mapie nie mogła być jakaś
piękna łąka? - jęczał Olle idąc na końcu.
- Bo na mapie, muszą być trudne przeszkody, tak jak góry,
w których znajduje się "trupia ręka", a nie piękne łąki, na których
będziesz podskakiwał i śpiewał, ptasi móżdżku - odpowiedział Lasse pieszcząc
się.
Ponieważ byliśmy
już głodni, usiedliśmy na polanie i zaczęliśmy jeść. Mama spakowała nam
pierożki, które sama zrobiła, ciasteczka, kanapki, sok i mleko. Gdy już się
najedliśmy, wyruszyliśmy w góry, a Anna zapytała:
- U, ciekawe, co oznacza ta trupia czaszka?
- My z chłopcami mówimy, że trupia czaszka oznacza
miejsce, w którym pasie się Urlik - powiedział Olle śmiejąc się cichutko i
spoglądając na Lassego. Wreszcie doszliśmy do "trupiej ręki".
- Ojoj, będzie ostro - powiedziałam przechodząc przez
"trupią rękę". Chłopcy nie bali się tak bardzo jak dziewczynki, bo w
wakacje zawsze chodzą w góry. Biedna Britta, leży w domu i nie przeżywa takiej
tajemniczej przygody jak my. Pewnie je teraz obiad i liczy na to, że
zdobędziemy skarb. Szliśmy męcząc się i sapiąc, ale jakoś je przeszliśmy.
- Uff, jestem
już strasznie zmęczona, daleko jeszcze - powiedziała Anna.
Gdy już
przeszliśmy góry, Lasse spojrzał na mapę i powiedział, że prowadzi nas ona do
kolejnego lasu, ale udawaliśmy, że są tam ruchome piaski. Trzeba uważnie
chodzić, bo mogą kogoś wciągnąć. Szliśmy, szliśmy i szliśmy bardzo uważnie,
żeby ruchome piaski nas nie wciągnęły. Na szczęście nikogo nie porwały. Szybko
nam zeszło przejście tego lasu, bo trzymaliśmy się wszyscy razem, a ja stałam z
przodu. W tamtym lesie Lasse ciągle opuszczał swoją załogę i przez to dłużej
szliśmy.
- Uf, ostatnia
przeszkoda to przejście przez trupią czaszkę - powiedział Lasse błagając, żeby
na pewno nie było tam Urlika. Gdy doszliśmy do trupiej czaszki, wszystkich
przeszły dreszcze.
- W razie czego
jest tu kamień i drzewo - powiedział Olle.
Szliśmy cichutko, cichutko, ale gdy Bosse
kaszlnął, coś stuknęło kopytami za kamieniem. Wszyscy stanęliśmy jak słupy, ale
po chwili zza kamienia wybiegł Urlik! Anna i
Bosse wspięli się na drzewo, a ja i Olle na kamień. Gdy Lasse próbował wspiąć się na drzewo,
ześlizgnął się, ale na szczęście z nie dużej wysokości, bo był nisko.
- Ajaj
kapitanie! Zbliża się wełniany smok ziejący ogniem! Uciekaj kapitanie! Uciekaj!
- krzyknęłam.
- A co ja
robię?! No powiedz mi! - zapytał Lasse śmigając jak rakieta. Biegał, biegał i
biegał w kółko , ale Urlik go doganiał!
- Biegaj
jeszcze dziesięć minut, a my postaramy się coś wymyślić! - krzyknęłam.
- Dziesięć?! Nie wytrzymam! - powiedział Lasse.
- No to pięć! -
odkrzyknęła Anna. Wszyscy zastanawialiśmy się jak złapać Urlika, a po chwili
Anna krzyknęła:
- Patrz, Lisa!
Tam jest dół! Może trzeba Urlika zapędzić do tego dołu!
- Tak! Ale
Urlik będzie widział ten dół i go ominie! - powiedziałam Annie.
- No to krzyknę
Lassemu, żeby z dala od niego biegał, a Ty z Ollym postaracie się ułożyć na
dole dużo liści i gałęzi, a wtedy Urlik nie zauważy, że tam jest dół! -
powiedziała Anna i czym prędzej krzyknęła Lassemu, że ma biegać z dala od dołu.
On oczywiście
to zrobił. Szybko pobiegliśmy z Ollym do dołu i nasypaliśmy tam gałęzi i liści.
Zajęło nam to cztery minuty i dół był pełny. Wtedy Anna krzyknęła Lassemu, że
ma podbiec do dołu, a gdy będzie blisko niego, przeskoczy go, a Urlik wpadnie
do środka. Tak też zrobił. Urlik siedział biedny w dole, ale nie pozwoliliśmy,
żeby umarł z głodu, więc wrzuciliśmy mu trochę jagód, malin, poziomek, trawy i
liści. Pobiegliśmy do skarbu, ale był on pod ziemią! Był zakopany!
- Bosse, czy my
przypadkiem wzięliśmy łopatę?! - zapytał Olle.
- O nie! Czym
my teraz wykopiemy?! - krzyknął Bosse.
- Spokojnie,
ktoś tu zostawił łopatę, tu, z boku. Przywiązaną do drzewa - powiedziałam, a
Anna odwiązywała łopatę. Wykopaliśmy kolejną butelkę. Była w niej kartka z
zagadką, która brzmiała:
Tam gdzie Pontus smacznie leży, tam
gdzie źrebak w sianie siedzi,
Jest niezwykła rzecz schowana,
Czeka na Was zakopana!
- Jak myślicie, co jest tą rzeczą? -
zapytałam.
- Na pewno jest schowana w Bullerbyn -
powiedział Lasse.
- Hm, tam gdzie jest Pontus i twój
źrebak Liso - mówi i mówi Anna.
- Wiem!!! Stodoła!!! - krzyknął Lasse.
- Dokładnie. musimy teraz popłynąć do
Bullerbyn i znaleźć skarb - powiedział uradowany Olle.
- Nie tak szybko, a Urlik? -
zapytałyśmy z Anną jednocześnie.
- Lasse, jesteś dowódcą, a polowałeś
już na bawoły, więc złap też tego - powiedział Bosse.
Lasse nic nie odpowiedział. Chciał się
pochwalić, że umie polować na dzikie zwierzęta, więc natychmiast do niego
pobiegł. Wszyscy wracaliśmy nie bawiąc się już w piratów i czekaliśmy na
Lassego po drugiej stronie gór. Czekaliśmy na Lassego śpiewając piosenki, a gdy
w końcu się zjawił popłynęliśmy do Bullerbyn. Gdy wróciliśmy, mama spytała nas,
gdzie jest skarb.
- Na kartce, w drugiej butelce, która
właśnie była zakopana na miejscu tego krzyżyka, było napisane, że skarb jest ukryty
w stodole - powiedziała Anna. Wszyscy pobiegliśmy do stodoły i zaczęliśmy
szukać.
- Czy siodło wiszące na ścianie może
być skarbem? No nie - powiedziałam.
- Czy grabie opierające się o ścianę
mogą być skarbem? No, raczej nie - powiedział Olle. Nagle zobaczyliśmy wielki
stos siana.
- Uchu!!! Pewnie pod tym stosem siana
jest skarb!!! - krzyknęła Anna. Zaczęliśmy odgarniać siano, a pod nim leżało
duże pudełko. Otworzyłam je, a w środku było bardzo dużo słodyczy!!! Cukierki,
batony, lizaki, to wszystko dla nas!!! Do stodoły weszli rodzice i powiedzieli,
że to oni zrobili nam tę niespodziankę!!! Byłam zachwycona! Rodzice przeszli
dwa lasy, góry i jeszcze miejsce Urlika!!! Schowaliśmy nasze słodycze do
szafki. Teraz mamy tyle słodyczy do szkoły, że hej! Tak oto do szkoły nosiliśmy
tonę tych słodyczy, aż nie mogliśmy unieść plecaka. To była super przygoda i
wspaniale spędzony dzień.
Mijały dni. Słońce grzało ciepłymi
promieniami, listki były zielone, ptaszki śpiewały pięknie, Pontus i Angus
bawili się dobrze, a lato, zbliżało się do nas małymi, słonecznymi i kwiatowymi
kroczkami.
KONIEC
Gabrysia Plona
3b