Dotarli do apartamentu, składał się on z trzech pokoi:
„salonu” i dwóch sypialni, w jednej miała spać Zuza, a w drugiej Adaś, rodzice
zaś w „salonie”. Pokoje były urządzone w średniowiecznym stylu. Dzieci miały
teraz trochę czasu na rozejrzenie się po okolicy.
Dziewczynka
zdenerwowana na wszystko wyszła z hotelu i szła przed siebie, aż doszła do
małego jeziorka, czy stawu. Siadła i patrzyła się w wodę, mruczała coś do
siebie rwąc różne rośliny na kawałki i wrzucając je do wody. Miała już
wszystkiego dość, nie tylko dlatego, ze pojechała w tak beznadziejne jak
sadziła miejsce, ale też dlatego, bo rodzice nawet nie pozwolili jej wziąć ze
sobą jej najlepszej koleżanki, Darii. Była też smutna dlatego, iż niedługo
wybierała się do gimnazjum i na zakończeniu roku, już po raz ostatni widziała
swoja klasę w jednej grupie. Dotychczas jej, aż tak nie szanowała, była, bo
była, z przypadku, ale kiedy się z nią rozstała uświadomiła sobie jak bardzo są
dla niej ważne te osoby. Zuzia siedziała i tak o wszystkim myślała, w końcu
poczuła, że do oczu napływa jej woda, zaczęła płakać, lecz płakała w ciszy. Łzy
kapały do gładkiego jeziorka, a wokół nich powstawały coraz większe okręgi.
Kiedy się trochę uspokoiła, zauważyła, że zaczęło się powoli ściemniać.
Postanowiła powstrzymać płacz, żeby w hotelu zapobiec pytaniom typu: „płakałaś?
Co się stało?” chciała zostać z tym wszystkim sama. Miała już zamiar wracać,
gdy poczuła chłód, a przed jej twarzą przeleciał biały cień.
- Już mam jakieś mroczki… - powiedziała sama do siebie.
foodie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz