Ja i bezludna wyspa
Opowiem teraz
co się zdarzyło po katastrofie na oceanie, w której uczestniczyłem.
Trafiłem na jakąś wyspę. Wydawało mi się, że jest ona bezludna,
ponieważ nie widziałem ani nie słyszałem żadnego człowieka. Zrobiło mi się strasznie
zimno, więc zbudowałem sobie szałas. W tym gąszczu drzew znalazłem i użyłem
kilku patyków do budowy schronienia. Poszedłem
na plażę po kokosy, bym mógł się czegoś napić, a poza tym pozyskałem naczynia.
Następnie wybrałem się daleko w głąb lasu. Bardzo się martwiłem, ponieważ nie
wiedziałem jakie zwierzęta tu żyją. Mogły tu być jaguary i inne duże koty.
Niestety nie udało mi się znaleźć strumyka. Wieczorem bałem się, ponieważ
zrobiło się bardzo ciemno i nieprzyjemnie .Byłem tak zmęczony, że wreszcie
zasnąłem . Obudziłem się gdy słońce zaczęło wschodzić , ulżyło mi
że noc minęła w spokoju. Rano miałem chęć na rybę. Na szczęście
znajdowałem się koło oceanu. Z puszczy wziąłem kilka lian. Te egzotyczne
rośliny przekładałem przez siebie. W ten w sposób powstała naturalna sieć do
łowienia ryb oraz drobiu. Na śniadanie zjadłem sobie rybę. Była ona jednak
surowa, ponieważ nie miałem ognia. Na obiad wypiłem mleczko z kokosów. Po tym
wyśmienitym obiedzie wziąłem się za szukanie wody pitnej (słodkiej).
- Znalazłem, znalazłem! – zawołałem uradowany.
Po dniu pełnym przygód przed snem pomodliłem się, abym
wrócił do domu zdrowy i szczęśliwy. Gdy minęły dwa dni moja uniwersalna sieć
popsuła się. Stworzyłem przedmiot do łowienia ryb. Składała się z kości zwierzęcej wykorzystanej jako haczyk, patyka jako kijek do trzymania
oraz liany jako żyłkę. Tak powstała prymitywna wędka. Następnie próbowałem
wykrzesać ogień. Początkowo z patyków, a następnie z krzemieni. Próba z
patykami nie była zbyt skuteczna. Zajmowała ona dużo czasy. Krzemień jest
lepszym i szybszym sposobem do uzyskania ognia.
Jest udało mi się, wreszcie wykrzesałem ten ogień! –
zawołałem uradowany.
(…)Gdy nadeszła noc czułem otuchę, ponieważ nie siedziałem w
ciemnościach. Mogłem zasnąć bez obawy. Rankiem zabrałem się do pracy.
Skonstruowałem spiżarnie zamieszczoną w ziemi. Musiałem wykopać dół, a później
zamontować na ścianach i podłodze drewno. Tak powstała moja spiżarnia.
Przechowywałem w niej naczynia, wodę, pożywienie i materiały (igła, nitka itp.).
Bardzo mi się ona przydała. Na plaży ustawiłem stos gałęzi. Gdyby jakiś statek
przepływał tędy to bym zapalił ją. Przypominała by mi pochodnie, która znajduje
się na „Statua Wolności” w Nowym Jorku. Codziennie czekałem na plaży na
uwolnienie. Czas mi mijał tam bardzo szybko. Nawet się nie spostrzegłem, a
minęły trzy miesiące. Po dłuższym oczekiwaniu w południe przypływał niedaleko
statek. Moim zdaniem wyglądał na handlowy. Zacząłem krzyczeć, a następnie
zapaliłem stos drewna. Załoga statku zauważyła mnie. Z ciągnęli jedną z szalupę
i przypłynęli w moją stronę. Gdy się zjawili na wyspie zapytali mnie czy jestem
rozbitkiem, a ja odpowiedziałem:
- tak jestem. Znalazłem się na niej gdy rozbił się mój
statek .
- Chodź do nas na okręt płyniemy do Waszyngtonu – powiedzieli
przybysze.
Tak właśnie
wyglądało moje życie na wyspie. Trwało one 1 rok. Po przypłynięciu do U.S.A.
obiecałem sobie, że już nigdy nie popłynę statkiem.
Darek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz