Niezwykłe zadanie
W Święta
Bożego Narodzenia miałem zaskakującą przygodę. Zostałem Świętym Mikołajem. Mam
dwadzieścia lat i nazywam się Andrzej Stachowski. Przejdę już do mojej
historii. Cztery dni temu w Boże Narodzenie szykowałem się do kolacji
wigilijnej. Zaprosiłem na nią rodziców brata Michała. Na stół położyłem siano,
a na niego obrus. Gdy zacząłem te czynności, postawiłem piękną zastawę. Lśniła
jak diament. Gdy zasiedliśmy do stołu usłyszałem głos przypominający świętego
Mikołaja. Nie wierzyłem w niego od czasu, kiedy powiedzieli, że nie istnieje.
Stało się to gdy miałem czternaście lat. Opiekunowie powiedzieli mi o tym kiedy
zobaczyłem, że podkładają pod choinkę prezenty. Pamiętam, że wziąłem aparat i
zrobiłem zdjęcie na dowód. Do dziś trzymam to zdjęcie na półce przy łóżku. Do dzisiejszego
dnia mam ten wieczór w głowie. Wrócę już do tego co jest teraz, bo potrafię się
rozgadać. Powrócę do tego, że usłyszałem głos świętego Mikołaja. Wyjrzałem
przez okno, a ta ujrzałem sanie prowadzone przez renifery. Siedział w nich grubszy
człowiek ubrany w czerwono-białą szatę i czerwoną czapeczką, która zakończona była
ogromnym zwisającym pomponem.
- To nie rodzice Ci kupili prezenty, tylko ja – powiedział
Święty Mikołaj.
- Nie oni? Przecież widziałem jak podkładali prezenty pod
choinkę – odparłem.
- Twoje prezenty ja ci przygotowałem, a później powiedziałem
twoim rodzicom, aby położyli je pod choinkę – wypowiedział się Mikołaj.
- To dlaczego nie przyszedłeś i nie dałeś mi tych prezentów
osobiście? - zapytałem
- Dlatego, bo musiałem jeszcze innym dzieciom dać prezenty –
odpowiedział. – Wejdź do moich sań, bo muszę ci coś powiedzieć – dodał.
Gdy wsiadłem do sań, ujrzałem, że Mikołaj ma złamaną nogę.
Powiedział mi, że nie będzie mógł dawać prezentów dzieciom. Dodał też, że nikt
nie widział Świętego Mikołaja z złamaną nogą. Zasmucił się. Nawet chyba w jego
oku pojawiła się łza, ale nie ze szczęścia tylko ze smutku. Zgodziłem się
zostać Świętym Mikołajem, ponieważ zrobiło mi się smutno gdy pomyślałem o
dzieciach, które obudziły by się i ujrzały, że pod choinką nie ma prezentów. Gdy
powiedziałem, że zgadzam się uśmiechnął się poleciał ze mną na biegun północny.
Nie było mi żal zostawić rodziny samej w dom, ponieważ i tak było by mi nudno.
I tak rozpoczęła się moja przygoda jako Mikołaja. Gdy dotarłem na miejsce,
wszędzie widać było małe elfy. Miały fajne szpiczaste i odstające uszy. Stałem
koło Mikołaja na tarasie, z którego było widać całą pracownię w której elfy
przygotowywały i pakowały prezenty do worków. Następnie trafiały one do sań. Było
tam pięknie jak w bajce. Wiszące na suficie żyrandole świeciły jak słońce. Na
zewnątrz było biało. Wydawało mi się, że pingwiny grają ze sobą w berka,
ponieważ ganiały się wokół zaśnieżonych choinek. Przed podróżą Mikołaj powiedział mi, że czas
będzie płynął wolniej i żebym się nie martwił, że nie doręczę wszystkich
prezentów na czas. Powiedział mi także, że nie mogę się nikomu pokazywać w
stroju Mikołaja oraz żebym nie mówił nikomu o tym zdarzeniu. W końcu
wyruszyłem. Czułem się jak w samolocie. Wiem o tym, ponieważ często nimi latam
bo mam spotkania z różnymi biznesmenami za granicą. Właśnie nie powiedziałem
czym się zajmuję. Jestem właścicielem dwóch hoteli oraz posiadam fabrykę
zabawek. Wrócę już do tego, że wzniosłem się w górę. Gdy leciałem pod chmurami,
oglądałem piękne widoki, a gdy wzniosłem się ponad nie, zobaczyłem pięknie
lśniący księżyc i wiele tysięcy gwiazd mocniej i słabiej świecących.
- Ho, ho, ho – zawołałem uradowany.
Po całej nocy latania byłem bardzo zmęczony. Gdy Mikołaj
przywiózł mnie do domu, po podziękował mi za to, że rozwiozłem prezenty do
domów małych dzieci. W nagrodę podarował mi dwie turkawki. Powiedział mi, bym
dał jedną mojemu najlepszemu przyjacielowi, a drugą zostawił sobie. Od razu pomyślałem
o Maćku z klasy. Gdy Mikołaj odleciał natychmiast położyłem się i zasnąłem.
Rano pomyślałem, że to tylko sen. Tak jednak nie było, bo na stole leżały te
dwie turkawki.
Tak kończy się moja mikołajowa przygoda.
Darek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz