Część pierwsza tutaj: http://szkolnycwierkacz.blogspot.com/2014/10/klatwa-dajmona-czesc-pierwsza.html
Justyna
spoglądała uważnie na Ewelinę. Przyjaciółka zachowywała się dziwnie, jąkała
się, jakby coś ukrywała. Na pytanie jak się czuje w nowej szkole odparła tylko:
-
Jak to w szkole – wzruszyła ramionami. – pierwszego dnia, właściwie na
rozpoczęciu robić test to już przesada. No i dużo gadali na apelu. Masakra.
-
No wiem, ale nie o to się pytam. Wiesz, jakich masz ludzi w klasie, czy
nauczyciele wymagający i takie tam…
-
Nie wiem, nie zastanawiałam się.
Justi
głośno westchnęła. Gdy rozmawiały na krokach wydawało się, że te dwie rzeczy
niepokoją i zastanawiają przyjaciółkę.
-
Słuchaj, ja widzę, że coś się stało. Przecież wiesz, że mnie możesz wszystko
powiedzieć.
Ewelina
przełamała się na chwilę. Zamiast udawanego lekceważenia na twarzy pojawiła się
gotowość do wyjawienia wszystkiego Tyśce, ale uśmiechnęła się tylko krzywo i
skłamała:
-
Nie, wszystko w porządku. Tylko wiesz, zmiana otoczenia na tak obce dobrze na
mnie nie działa. Z resztą wiesz, jaka tam jest atmosfera. Jakbym się znalazła w
jakimś horrorze – zaśmiała się sztucznie Evi.
Justyna
tylko pokręciła głową i wstała zalać im herbaty, bo woda właśnie się
zagotowała.
***
Ewelina
z niemałym strachem przyszła do szkoły. Tego dnia darowała sobie odprowadzanie
przyjaciółki, może faktycznie potrzebowała snu. Jednak mimo tego, że wstała
później czuła taki sam niepokój. Nacisnęła zimną klamkę. Wydawało jej się, że
słyszy jęk, ale dopiero po chwili zorientowała się, że to pisk otwieranych
drzwi. Przestraszona puściła je, a one z hukiem zatrzasnęły się. Dziewczyna
usłyszała w głowie krzyk istoty, która stanęła jej przed oczami. Blada twarz,
podkrążone oczy, długie czerwone włosy wijące się jak węże, ostre kły i oczy
bez źrenic. Evi przeraziła się, postać była podobna do niej, tyle że upiorna. Chwilę
potem zapomniała o wszystkim i znalazła się w środku, choć wcale nie otwierała
drzwi.
W
szkole w ogóle nie mogła się skupić na lekcjach.
Większość
nauczycieli omawiała BHP i PSO, ale niektórzy zaczynali już normalne lekcje.
Ewelina nie myślała trzeźwo, a czasem gdy szła korytarzami szkoły dopadał ją
znajomy ból. Bywało też, że całkiem traciła świadomość na kilka sekund i
budziła się w innym miejscu. Z uczuciem wielkiego zmęczenia wyszła po
zakończeniu lekcji i powędrowała do domu Justyny.
Znała
kod, więc weszła do bloku. Jednak drzwi mieszkania się nie otworzyły, to
znaczy, że przyjaciółka jeszcze nie wróciła. Evi usiadła na schodach i już
miała sięgnąć do plecaka po książkę… ale plecaka nie było. Dziewczyna
westchnęła i palnęła się w czoło. Zostawiła go w szafce… Musi teraz wrócić do
tego ponurego, dziwacznego i źle wpływającego na nią miejsca.
Na
szczęście szkoła była jeszcze otwarta. W środku nie było żywej (ani martwej)
duszy. Panowała tu niepokojący spokój i pustka. Evi cicho poszła w kierunku
szafek, jakby bała się, że jest tu jakaś śpiąca istota, którą mogłaby zbudzić.
Powoli
kucnęła przy szafce i wyjęła z kieszeni klucze. Drzwiczki cicho skrzypnęły, a
Ewelina starając się nie narobić hałasu wyjęła swój plecak. Zamknęła je, a gdy
odwróciła się, zauważyła stojącego na drugim końcu korytarza chłopaka. Znajome
uczucie wypełniło jej ciało, a do tego poczuła, że kręci jej się w głowie.
Zdawało jej się, że chłopak idzie w jej stronę i przyjaźnie się uśmiecha. Potem
już nie wytrzymała i zemdlała.
Obudziła się z
przyjemnym uczuciem ciepła, jakie odczuwa kołysane przez matkę dziecko.
Poczuła, że palą ja policzki, chociaż nadal przeszywał ją chłód lodowatych
ostrzy. Powoli otworzyła oczy. Poraziło ją światło, ale ktoś zasłonił je ciepłą
ręką, której palce przesunęły się po jej czole. W głowie znów jej się kręciło,
niemal czuła jak pali ją ogień i lód jednocześnie. Była pewna, że to Dajmon,
ale nie taki, jakim go sobie wyobrażają. Nachylił się do jej ucha i szepnął
łagodnym, choć ochrypłym głosem:
-
Spełnij Obietnicę i nas uratuj.
Po
czym jakby z wahaniem odszedł przesuwając rękę po jej policzku. Evi dopiero
teraz zauważyła, ze cały czas ją tam trzymał. Nie wiedziała dokładnie, co jest
wokół niej, była jednak pewna, że odchodząc, obejrzał się jeszcze. Stopniowo
ból ustawał i Ewelina zorientowała się, że jest na klatce schodowej bloku
swojej przyjaciółki (Czy Dajmon niósł ją całą drogę? Czy umiał się
teleportować?). Miętowy plecak leżał obok niej. Powoli podniosła się i jak
gdyby nigdy nic powędrowała do drzwi mieszkania Justyny.
-
No, jesteś wreszcie! – otworzyła niemal natychmiast Tyśka, gdy Evi zadzwoniła.
– Coś kiepsko wyglądasz – mina zaraz jej zrzedła.
-
E tam, tylko przemęczyłam się trochę. Żyję jeszcze wakacjami.
Dziewczyny
weszły do środka, a Justi cały czas zastanawiała się nad zachowaniem
przyjaciółki, która blada na twarzy chwiejnie usiadła na fotelu i chwyciła w
obie dłonie kubek czekającej na nią herbaty.
-
Evi. Co jest? – spytała szeptem zmartwiona Tyśka.
W dziewczynie
coś pękło i wybuchła płaczem wyrzucając z siebie wszystkie gnębiące ją rzeczy.
Gdy już się uspokoiła opowiedziała przyjaciółce niemal wszystko. O bólu,
odprowadzeniu tutaj. Ale słowem nie wspomniała o tym jak Dajmon ją dotykał i
jakie wtedy ciepło sprzeczne z zimnymi ostrzami odczuwała.
-
O raju… To takie… nierealne – nie dowierzała Justi.
Przez
chwilę milczały aż Justyna poderwała się i chwyciła dżinsową torebkę z
ćwiekami.
-
Chodźmy/ Takie smutki wymagają zatopienia w najlepszych lodach w mieście.
Pojechały
na ulicę Londyńską, stary zaułek wśród rozwalających się kamienic. Wbrew
pozorom było tam bardzo przytulnie, a lody były naprawdę wyborne, w prawie stu
smakach i to domowej roboty.
-
Cynamon i cappuccino. Z polewą czekoladowa – złożyła zamówienie Tyśka. – A ty?
Evi
po chwili zastanowienia wybrała.
-
Czekoladowe i… chili. Z dużą ilością bitej śmietany.
Gdy
z pucharkami szły do stolika, Justi spojrzała podejrzliwie na Ewkę.
-
Co to za nowe połączenie?
-
A tak na spróbowanie… - Ewelina spojrzała na swoją porcję lodów.
Wybrała
te smaki nie bez powodu.. Pamiętała jak Dajmon się nad nią nachylił… pachniała
czekoladą, a policzki piekły jak po zjedzeniu papryczki. Miał łagodny głos jak
śmietanka.
-
Ziemia do Evi! Przy tym stoliku co zwykle?
Meveline
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz