Nagle poczułam, że jestem dość wysoko. Wylądowałam
na pobliskim drzewie i spostrzegłam, że jestem gołębiem, a raczej średniej
wielkości białą gołębicą z czerwoną wstążką wokół szyi. Nie wiedziałam, gdzie
jestem, dopóki nie zobaczyłam na ławce
dziewczyny „o włosach czarnych jak heban, ustach czerwonych jak krew i cerze
białej jak śnieg”. Ta księga przeniosła mnie do swojego wnętrza, do baśni o
„Królewnie Śnieżce”. Pomyślałam, że taka okazja może się już nie powtórzyć,
więc zaczęłam obserwować bajkę z góry. Poza tym według tajemniczego liściku
musiałam zdobyć jedno jabłko z koszyka złej wiedźmy, a przychodzi ona do
Śnieżki dopiero po koniec opowieści. Zaczęłam się przyglądać dziewczynie i ze
swojego otoczenia wywnioskowałam, że to dopiero początek historii, ponieważ
była w pałacu swego ojca, a z okna przyglądała się jej Zła Królowa. Wreszcie
nadszedł wieczór. Śnieżka wróciła do pałacu, a ja spędziłam noc na gałęzi
drzewa. Następnego dnia rano zauważyłam królewnę odprowadzaną przez myśliwego
na skraj lasu. Widocznie Królowa już mu rozkazała się jej pozbyć. Dziewczyna biegła
przez las, a ja pędziłam za nią. Wreszcie ukazała się nam chatka krasnoludków.
Śnieżka biegła bardzo szybko, natomiast ja, żeby jej dorównać musiałam
przebierać skrzydłami jak młynkiem do kawy. Dlatego, gdy tylko się
zatrzymałyśmy, poszłam odpocząć. Ale z tego odpoczynku wyszło to, że trochę się
zdrzemnęłam. Obudziłam się w samą porę. Wiedźma akurat wychodziła z domku.
Szybko do niej podleciałam, chwyciłam pierwsze lepsze jabłko z jej koszyka i
nagle zrobiło się ciemno. Znalazłam się znowu w tym dziwnym pokoju z książkami.
Przed sobą ujrzałam koszyk z karnecikiem, na którym było napisane „Tu je
wrzucaj”. Więc owoc trafił do kosza. Teraz postanowiłam zabrać się za
„Kopciuszka”. Już zbliżałam się do księgi, gdy się obudziłam. Postanowiłam udać
się do tej prawdziwej jaskini. Gdy tam weszłam, odsunęłam kamień jak we śnie,
ale jedyne co tam znalazłam, to mały liścik o treści „To przejście otworzy się
naprawdę, gdy zbierzesz do koszyka wszystkie cztery przedmioty. Usiadłam na
ziemi z papierkiem w ręku i do wieczora rozmyślałam, co zrobię, gdy znowu
zasnę. Z tego myślowego transu wyrwał mnie silniejszy podmuch wiatru, który
musnął moje policzki. Podniosłam się i pobiegłam do domu. Umyłam się, zjadłam
kolację i ubrałam w piżamę. Jednym słowem byłam gotowa do snu. Włożyłam liścik
pod poduszkę i zaczęłam liczyć owce. Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam
zmrużyć oka, ale po pewnym czasie poczułam się zbyt zmęczona, by ekscytacja
mogła przeszkodzić mi zasnąć....
Ciąg dalszy w części trzeciej.
Tosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz