Uśmiechy i łakocie
W
poniedziałek, po Świętach Bożego Narodzenia, dzieci umówiły się na coroczne
kolędowanie. Nie obyło się oczywiście bez sporu, kto przyjmie jaką rolę i jak
podzielić otrzymane słodycze. Przyjaciele ustalili, że Kasia ubierze się,
jak aniołek,
Zuzia przebierze się za diabełka, Maciek za pasterza, Wojtek będzie turoniem,
Kuba Herodem, Michał założy strój Śmierci, a Kostek, Nikodem i Piotrek będą
grali role trzech króli. Pozostała kwestia słodyczy. Kostek, jako najstarszy z
kolędników, zaproponował pewien podział: pierniczki będą dla dziewczynek, a
cukierki dla chłopców. Kasia i Zuzia sprzeciwiły się. Uważały, że za
zaangażowanie w przygotowanie kostiumów również zasługują na cukierki. Chłopcy też sugerowali wiele pomysłów, ale
ciągle znajdowała się osoba, która miała coś przeciwko. Nie mogli dojść do
porozumienia. Dla całej dziewiątki
najważniejszą rzeczą w kolędowaniu było otrzymanie nagrody w postaci łakoci.
Obok
sprzeczających się przyjaciół przechodził wędrowiec.
Zdziwił się, w jaki sposób rozmawiała
młodzież. Postanowił zapytać, co jest przyczyną tego hałasu.
- Dzień
dobry! Co się stało, że tak się kłócicie?
- Dzień
dobry, Panu. Dyskutujemy, jak rozdzielić smakołyki, które uzyskamy z kolędowania
– odpowiedział Michał.
- Drogie
dzieci, czy będziecie chodzić od domu do domu, z gwiazdą betlejemską i śpiewać
ludziom pastorałki?
- Tak! -
krzyknęli chórem.
-
Posłuchajcie zatem opowieści. Kiedy ja byłem w Waszym wieku, wspólnie z moimi
kolegami i koleżankami spacerowaliśmy od domu do domu. Zupełnie tak, jak Wy. My
również śpiewaliśmy kolędy i pastorałki. Wcześniej misternie wykonywaliśmy
drewnianą szopkę. Wtedy zimy były bardziej srogie. Na ziemi rozciągały się
białe, puszyste zaspy, a z nieba obficie spadały płatki śniegu. Najbardziej
lubiliśmy przedstawiać kolędę „Dzisiaj w Betlejem”. Jest rytmiczna, dlatego nam
się podobała. Oczywiście, w naszym repertuarze występowały też inne utwory. Po
każdej prezentacji dostawaliśmy jakieś słodycze. Gdy odwiedziliśmy już
wszystkie domy, które były w planach, siadaliśmy w naszym tajnym miejscu. Tam zbudowaliśmy
stoliczek oraz malutkie krzesełka z liści i gałęzi. Po kolędowaniu, kładliśmy
wszystkie uzyskane frykasy w koszyku, na stoliczku. Nie obowiązywały żadne
ustalenia, kto i ile, czego zje. Po prostu po schrupaniu jednego ciasteczka, brało
się następne. Nikt się nie spierał, że kolega zjadł więcej. Cieszyliśmy się, iż
gospodarze odwiedzanych mieszkań, cokolwiek nam wręczyli.
- Dlaczego
Pan nam opowiada tę historię? – zapytał zdezorientowany Piotrek.
- Pewnego
dnia, wraz z przyjacielem, doszedłem do wniosku, że smakołyki nie są
najważniejsze w kolędowaniu. Moi drodzy, przecież w trakcie śpiewu, domownicy
nucą z nami. Razem radujemy się świętami, ciepłą atmosferą, która nas otacza.
Zadawalamy się uśmiechem na ustach innych. Czyż nie?
- Nigdy nie
patrzyliśmy na kolędowanie z tej strony – odpowiedziała Kasia.
- Już od
kilku lat wędrujemy, ale zawsze chcieliśmy dostać słodycze – dodał Kuba.
- Lubimy te
wszystkie świąteczne piosenki, lecz nikt nie pomyślał, iż dorosłym one również mogą
się tak bardzo podobać - odezwał się Wojtek.
- Nie
zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że starszym od nas osobom zależy na naszej obecności
– zauważył Kostek.
- Widzicie,
każdy człowiek ma uczucia, więc jest istotą wrażliwą. Może ktoś z Was dojrzał
kiedyś, że Wasz widz się wzruszył? Pewnego razu, z moimi przyjaciółmi
zapukaliśmy do jakiegoś domu. Wyglądał bardzo zwyczajnie. Na drzwiach nie
wisiały żadne ozdoby bożonarodzeniowe. Otworzyła je miła pani i zaprosiła nas
do środka. W pokoju było dość dużo ludzi. Spędzali ten świąteczny czas w
szerokim gronie, ale ich stół nie był pełen. Wtedy usłyszeliśmy, że ktoś nas
woła. Poprosili, abyśmy poczekali, bo potrawa za chwilę będzie gotowa, lecz jak
zjemy zimną, to rozbolą nas brzuchy. Po paru minutach każdy z nas dostał porcję
własnoręcznie robionych pierogów z
kapustą i grzybami. Serdecznie podziękowaliśmy. Nigdy nie zapomnę smaku tych pierożków. To zdarzenie sporo nas
nauczyło. Sądzę, iż teraz, w Waszych główkach jest wiele myśli na ten temat. Nie
dość, że ci mieszkańcy mieli mało jedzenia, a tak dużo gości, to jeszcze
poczęstowali kolędników. Czy teraz,
także uważacie, iż najważniejsze są łakocie i nagrody?
- Moim
zdaniem niepotrzebnie się kłóciliśmy. Chciałabym, żeby smakołyki, które zostaną nam wręczone lub
wrzucone do koszyka zostały rozdzielone w taki sposób, jak robił to Pan ze
swoimi znajomymi, a Wy? Co o tym sądzicie? – zadała pytanie Zuzia.
- Proszę
Pana, od teraz najbardziej liczy się uśmiech i radość! Nagrody mogą być, ale gdzieś
dalej – wykrzyknął Maciek.
- Też tak
uważam. A jak daleko, Maćku? – spytał Nikoś.
- Dobra,
może na drugim miejscu, ale ważne, co jest pierwsze – odparł chłopiec.
- Kochani,
ogromnie się cieszę, że mogłem Wam pomóc. Jestem zadowolony z tego, iż
zrozumieliście, co jest najistotniejsze w Waszych uczynkach i rozpiera mnie duma!
– Pochwalił kolędników.
- A my
bardzo dziękujemy, Panu, za wytłumaczenie i wskazanie błędu, jaki nieraz popełniliśmy
– wspólnie podziękowała młodzież.
- Chcieliśmy
też złożyć Panu życzenia – z
uśmiechem na ustach zapowiedział Piotrek, rozglądając się po przyjaciołach, czy
dobrze zrobił.
- Piotruś ma
rację. Życzymy Panu zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia marzeń,
radości, i wszystkiego, wszystkiego najlepszego! – powiedziały dziewczynki.
- Dziękuję i
nawzajem. Na mnie już czas, więc powodzenia w kolędowaniu. Do widzenia, dzieci!
Trzymajcie się razem i pamiętajcie: Radość drugiego człowieka niech będzie
najważniejsza.
- Do
widzenia! – chórem odpowiedziały dzieci.
Młodzi ludzie
z uśmiechami i kolędą: „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, rozpoczęli swą świąteczną
wędrówkę.
Koralik