Ivette z podniesioną głową minęła mężczyznę i wkroczyła na komisariat. Podeszła w stronę krat za, którymi siedział Noel. Wysoki mężczyzna pilnujący celi
otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę do środka.
- Witaj Ivette! Co cię sprowadza do zdeprawowanego więźnia? – zapytał Vigier
nieśmiało podnosząc oczy ku niej.
- Pytania, muszę ci kilka zadać. Pozwolisz? – patrząc na niego z lekkim
politowaniem odrzekła.
- Nie krępuj się. W tej sytuacji nie mam już nic do stracenia. Nie jestem
człowiekiem, jestem pustą skorupą. Miałem na utrzymaniu żonę i dzieci, a teraz
co? Co się dzieje z nimi, co dzieje ze mną? Jestem wrakiem.
- Nie mów tak. To tylko kwestia czasu jak dowiodą twojej niewinności. A tym
czasem wróćmy do pytań. Gdzie ukryłeś notes, w którym zapisywałeś informacje o
Mona Lisie? I dlaczego wybrałeś akurat tę formę zbierania notatek?
- To nie ja zapisywałem w notesie wiadomości o obrazie! Nie schowałem tego
zeszytu nigdzie, ponieważ nie byłem jego prowadzącym! Musisz mi uwierzyć
Ivette!
- Wierzę ci Noelu. Przed chwilą dowiodłeś swojej niewinności.
- To niemożliwe. Nie powiedziałem nic co mogło mnie oczyścić z zarzutów.
- To ty tak sądzisz. Bo widzisz w twoim biurze wcale nie znaleziono żadnego
notesu tylko teczkę wypełnioną wycinkami z gazet na temat dzieła. Nie
powiedziano ci co odszukano u ciebie, więc jako człowiek niewinny nie miałeś prawa
wiedzieć co tam jest. Teraz trzeba tylko przekonać o tym władzę.
- Jesteś naprawdę elokwentną kobietą. Kiedyś wszyscy to zauważą i naprawdę
cię docenią. O tym naprawdę marzy twoja dusza, nieprawda? Twój inteligentny umyśl nie ukryje twojego
wnętrza przepełnionego wątpliwościami. Pragniesz czegoś więcej niż masz teraz.
Noel Vigier znów wyciągnął na wierzch demony, z którymi dziewczyna walczyła
przez całe życie. Myślała, że je pokonała, ale one zostały jedynie uśpione.
Zawsze chciała godnego życia, chwały, sławy. Od najmłodszego z wysiłkiem wiązała
koniec z końcem. Świadomość tej gorszości nie dawała jej nieraz zwyczajnie
funkcjonować. Noel uświadomił jej, że wewnętrzne demony nie umierają nigdy,
jedynie robią przerwę. Stare rany łatwo jest rozdrapać, a on znów je naruszył.
Nie wiadomo czemu widział jej duszę jak na dłoni. Pozornie Ivette to zwykła
sprzątaczka, ale wewnątrz niej toczy się wieczna wojna, nieprzerwana burza.
Sama dawała sobie z tym radę, ale gdy ktoś przejrzał ją na wylot i zaczyna
wiedzieć o niej więcej niż ona sama dziewczynę zaczyna ogarniać strach.
Wstydziła się siebie i swojego sprzecznego, niezrozumiałego, a może nawet
chorego wnętrza i nie chciała go przed nikim obnażać, a już na pewno, by ktoś
próbował z nią o nim rozmawiać. Teraz czuła, że jest na przegranej pozycji.
American Pharoah
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz