Nie była powszechnie szanowaną detektyw, którą poproszono o złapanie
sprawcy, tylko sprzątaczką obserwującą całe zajście z boku. Kiedy tłum się
rozszedł podeszła do miejsca, w którym jeszcze niedawno wisiał obraz i
przyjrzała mu się uważnie. Delikatnie przeciągnęła dłońmi po ścianie i zauważyła
na niej narysowany ołówkiem znak, małą strzałę z promieniami wokół grotu. Przez
głowę przeszłą jej myśl, iż symbol może mieć coś wspólnego z kradzieżą. Niczym
panna Clarck przyglądała mu się uważnie
doszukując się choćby najmniejszej wskazówki gdy usłyszała za sobą stukot
eleganckich, skórzanych butów Jeana Ganthiera – dyrektora muzeum.
- Bonnet! Płacę ci za stanie w miejscu czy za sprzątanie muzeum? – spytał
chłodnym, lekko uniesionym tonem.
- Przepraszam panie Ganthier. Po prostu zauważyłam tu pewien tajemniczy
znak. Sądzę, że może mieć coś wspólnego ze zniknięciem obrazu – nieśmiało
odpowiedziała mężczyźnie.
- Przestań bawić się w kogoś kim nie jesteś głupia kobieto! Twoją
specjalnością są szmaty i miotły, a nie kradzieże. Jeśli nie chcesz stąd
wylecieć wracaj do roboty. Na twoją posadę chętnych jest wiele wieśniaczek twojego
pokroju, więc nie będziesz wielką stratą. – jadowicie skomentował słowa Ivette.
Wszyscy byli tacy sami. Każdy
mający pieniądze uważał się za lepszego. Tacy ludzie traktowali dziewczynę jak
wyrzutka, a pan Ganthier wyjątkowo za nią nie przepadał. Spojrzała na zegar,
który pokazywał godzinę 17.00. Czas wracać do domu. Zeszła schodami w dół
budynku i po chwili była już na zewnątrz. Szła brukowanym chodnikiem myśląc o
symbolu na ścianie. Zastanawiała się czy pan Ganthier nie ma racji. To, że na
dawnym miejscu powieszenia obrazu narysowano dziwny znak, nie musiało świadczyć
o powiązaniu ze sprawą kradzieży. Po pewnym czasie doszła pod kamienicę, pchnęła
ciężkie drzwi wejściowe i wspięła się na strych, gdzie mieściło się jej
mieszkanie. Wykończona opadła na wąskie łóżko i niepostrzeżenie zasnęła.
Obudziła się z okropnym bólem w plecach. Żałowała, iż wczoraj poszła spać w tak
niewygodnej pozycji. Jedynym plusem wczorajszego spontanicznego zaśnięcia było
to, że przynajmniej nie musiała się przebierać. Przeczesała jedynie
kruczoczarne włosy i była gotowa. Postanowiła dziś wyjść z domu trochę
wcześniej, żeby móc spokojnie przespacerować się do pracy. Kiedy dotarła przed
muzeum zobaczyła policjantów wyprowadzających Noela Vigiera – nocnego stróża
muzeum.
American Pharoah
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz