Strony

czwartek, 16 października 2014

Klątwa Dajmona - część pierwsza

Ewelina pełna mieszanych uczuć szła do nowej szkoły. Ze stresu bolał ją brzuch, pomimo że przed chwilą widziała się ze swoją przyjaciółką. Justyna dojeżdżała do swojej szkoły, wybrała taką  na wysokim poziomie. Evi nie przyjęliby do żadnej innej szkoły niż do rejonowej. W ogóle się nie uczyła, już raz powtarzała klasę, a teraz cudem udało jej się zdać. Żałowała jednak tego, bo przez to nie chodziła ze swoją przyjaciółką do szkoły i postanowiła się uczyć.
- Evi, nie martw się – przytulała przyjaciółkę Justyna. – Będziemy się codziennie widywać po lekcjach.
- Już ja znam to twoje po lekcjach – zaśmiała się Ewelina. – Ciągłe prace dodatkowe, konkursy, referaty. A w weekend to samo.
- A kto powiedział, że lekcje będziemy odrabiać oddzielnie?- Justi zrobiła niewinną minę.
- Oj, Tyśka!
- Jak inaczej mam cię przypilnować, co? Jeśli chcemy razem chodzić do liceum, musisz się dobrze uczyć.
- Tak, bez twojej pomocy nie dam rady – westchnęła Ewelina.
Teraz znajdowała się przed wejściem do swojej nowej szkoły. Ponuro spojrzała na tablicę nad drzwiami. Przeczytała napis po raz kolejny. Gimnazjum im. Alberdiego Kaltena nr 666*. Jak zwykle przeklęta liczba przyprawiła ją o dreszcze. Na dodatek poranek był mglisty i zimny. Evi specjalnie przyszła wcześniej – chciała się oswoić z klimatem i dziwnym uczuciem przeszywającym każdego kto tędy przechodził lub, co gorsza, wchodził tam. To miejsce było uważane za najbardziej ponure i straszne w całej stolicy Tenii. Każdy twierdził, że te cyfry przywołałyby samego Dajmona.
Niektórzy przesądni uważali, że fałszywy Mag już opanowuje szkołę, ponieważ chodzi do niej uczeń o nazwisku Diamon, czyta się je tak samo jak imię złego z braci.
Ewelina z wahaniem weszła po stopniach i pociągnęła za klamkę. Bez skutku. Szarpnęła raz jeszcze. Nic. Wściekła usiadła na schodach. Nie miała żadnej bluzy, a było zimno, godzina: szósta trzydzieści. Mogłaby wrócić do domu, ale nie miała ochoty. Dlaczego rozpoczęcia roku są tak wcześnie? Z nudów zaczęła przypominać sobie wzory z geometrii - już dzisiaj miała sprawdzian umiejętności z matematyki.               
Wtem poczuła przeszywający ból, jakby tysiące małych zimnych ostrzy dźgało ją po całym ciele. Podniosła pełen rozpaczy wzrok i ujrzała chłopaka na oko w  jej wieku, może trochę starszego. Miał na sobie ciasne dżinsy, czarną skórzaną kurtkę i bluzkę z napisem „KOCHAM SZKOŁĘ (i drobnym druczkiem) ale tylko w wakacje” Spojrzał na Evi i uśmiechnął się promienie, ale dziewczynę przeszył jeszcze większy ból, czuła, jakby krwawiące serce wyrywało jej się z piersi z jękiem rozpaczy. Jednak jednocześnie odczuwała przyjemne łaskotanie i miała wrażenie, że małe istotki w jej głowie grają na harfie, a uczucia jakby gryzły się ze sobą, zaś świadomość była zamglona.
Chłopak przeszedł obok niej a ból i przyjemność nasiliły się. Ewelina miała wrażenie, że krzyczy, choć nie wydał się z niej żaden dźwięk. Wtem usłyszała w głowie jeden wyraz: Dajmon. Był wypowiedziany nieokreślonym głosem, bez jakichkolwiek uczuć lub interpretacji. Evi była jednak pewna,  że odnosi się to do chłopaka, który skrzywił się, a ona poczuła w nim jakieś oparcie, jakby on mógł zrozumieć co ona odczuwa. On wyciągnął rękę z rozczapierzonymi palcami przed siebie i wszystko się skończyło.
Ewelina obudziła się z uczuciem bijącego, wręcz walącego serca. Dobrze słyszała jego łomot, który powoli cichł, aż nastał zupełnie. Podniosła się powoli i oparła na łokciach. Drzwi były szeroko otwarte, a pani woźna właśnie przekroczyła próg budynku. Evi wstała i otrzepała sukienkę z brudu. Weszła powoli do szkoły i rozejrzała się. Kręciło jej się w głowie. Usiadła na ławce w szatni i przymknęła oczy. Tylko do połowy, żeby nie zasnąć. Wpatrywała się w ścianę i zastanawiała nad tym co się stało. To musiał być sen, wstała dziś wcześnie, zapewne przysnęła…
Teraz znowu straciła świadomość , siedziała jednak prosto i patrzyła przed siebie pustym wzrokiem. Ludzie przechodzili obok obojętnie, szli do wyznaczonych im sal, a gdyby któryś z nich przyjrzał się jej oczom, zauważyłby, że zniknęły jej źrenice.
Wokół gwar, dziki tłum. Początkowo zdziwiła się z tej ilości osób, przed chwilą była tu całkiem sama… W dodatku bolała ją głowa, a oczy jakoś nie chciały się przyzwyczaić do światła. Evi zerknęła na zegarek i poderwała się z ławki, prawie się przewracając. Za dwie minuty zebranie w klasie! Czy to możliwe, żeby film jej się urwał na prawie godzinę? Podbiegła do tablicy z numerami sal. W swoim pędzie potrąciła kilka osób. Pod nieprzychylnymi spojrzeniami zlustrowała kartkę wzrokiem i zawróciła na schody. Sala 16, sala 16, powtarzała w myślach. Przechodząc przez korytarz pierwszego piętra poczuła, że wypełnia ją ból, jakiego doświadczyła przy wejściu do szkoły. Intuicyjnie zerknęła w stronę drzwi, obok których przechodziła. Sala 13. Nie wierzyła w przesądy, ale teraz ta liczba wywołała u niej strach. Przyśpieszyła kroku i nie oglądając się, wparowała do szesnastki. Zajęła ostatnie wolne miejsce obok wysokiej gotki o długich kruczoczarnych włosach. Dziewczyna miała bladą twarz i mocny makijaż. Ewelina odwróciła od niej wzrok i zerknęła na tablicę. Była pusta, ale właśnie podszedł do niej nauczyciel i rysował tabelę. Mruknął pod nosem, żeby wyciągnęli kartki i zapisali plan lekcji. Evi nareszcie mogła zapomnieć o dziwnych zdarzeniach, bo pochłonęło ją pisanie.
***
 Rozległ się dudniący w uszach dzwonek. Gotka dawno oddała swój sprawdzian z matematyki. Ewelina szybko nabazgrała odpowiedź do ostatniego zadania i podeszła do biurka nauczyciela. Rzuciła kartki na stertę, po czym wyszła z klasy wraz z tłumem obcych jej ludzi. Przyjaciół miała tylko w podstawówce, od której daleko mieszkała, więc teraz nawet w rejonówce nikogo nie znała.
Gdy tylko wyszła na korytarz, przypomniała sobie o dziwnych wydarzeniach dzisiejszego dnia. Wydało jej się, że widzi chłopaka i przeszył ją chłód. Światła na korytarzu migotały, aż całkiem zgasły. Rozległ się jęk zawodu, a uczucie bólu zniknęło. Światła zapaliły się ponownie, zaś uczniowie rozmawiali między sobą o awarii.

Tajemniczy chłopak znikł Evi z oczu wtapiając się w tłum, jeśli oczywiście dziewczynie się nie przewidziało. Z mieszanymi uczuciami ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły.

*liczba 666 w świecie tej historii jest liczbą Dajmona, złego brata z rodzeństwa zła i dobra. Odpowiednik naszego diabła.

To jest opowiadanie, które pisałam do gazetki szkolnej. Za miesiąc ukaże się część druga, zaraz po premierze w "Trybunie Budy"
Meveline

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz