Jechałyśmy
jeszcze ponad 6 godzin w miłej atmosferze rozmów, piosenek i błogiej ciszy.
Koła pociągu stukały o szyny, a my w ich rytm śpiewaliśmy piosenki. Stokrotka
spała wyjątkowo spokojnie. Teraz nie zajmowaliśmy wyznaczonych miejsc tylko:
wszystkie dzieci na miejscu Uli, a dorośli na miejscu jej mamy. Transporter
Stokrotki stał na moim miejscu. Co około godzinę przychodziła pani mówiąca:
-Dobry wieczór! Czy może chcą państwo coś zamówić? Menu i
cennik wisi przy każdym łóżku.
Na to przeważnie odpowiadaliśmy, że niczego nie
potrzebujemy. Mama kupiła mi cukierki i colę. Nad ranem zasnęłam na 2 godziny.
Wysiadłyśmy na peronie w Łebie.
Do ośrodka miałyśmy niedaleko. Szłyśmy razem z naszymi
bagażami i królikiem. Odebraliśmy kluczyki do naszych pokoi. Ja miałam pokój
nr14, a Ula nr13. Mogłyśmy rozmawiać przez balkon. Mieszkałyśmy w ośrodku
„Górnik”, znajdującym się blisko plaży.
Rozpakowałyśmy się i udałyśmy na plażę. Niestety,
spacerowałyśmy na niej krótko, ponieważ zbliżała się pora obiadu. Na obiad było
wyśmienite spaghetti. Zjadłam i wylizałam talerz. Na deser było ciasto
drożdżowe z galaretką agrestową i malinami. W cieście natomiast nie smakowała
mi galaretka, maliny zaś oddałam królikowi – zjadła i oblizała swoje śmieszne
wąsiki. Udałyśmy się z mamą na miasto. Jedną z atrakcji była przejażdżka
dorożką. Skorzystałyśmy z tej okazji. Klacz, która ją ciągnęła wabiła się
Diana. Miała kasztanową maść i kruczą grzywę. Była doskonała i szybka w biegach
kłusem. Zrobiłam jej całą sesję zdjęciową. Wróciłyśmy do ośrodka na kolację. Po
kolacji – zmęczone podróżą poszłyśmy spać.
Perła
Perła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz