Strony

czwartek, 18 września 2014

Przygody Katherine



To moje pierwsze opowiadanie ;)
                                                             Rozdział pierwszy

                Wstałam rano i ubrałam się. Weszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Nie byłam brzydka, ale ładna też nie. Upięłam włosy w kok. Sięgały mi już do pasa i były czekoladowo-czerwone. Co miesiąc zmieniał mi się kolor włosów. Nie wiedziałam dlaczego, po prostu tak było. Raz powiedziałam o tym cioci, ale ta zaśmiała się tylko. Chyba uznała mnie za wariatkę. Teraz tłumaczę się farbą do włosów. Byłam opalona na brązowo i miałam dziwne oczy. Nie, nie dziwne po prostu… miały niezwykły kolor. A mianowicie były czarne, ze złotymi paseczkami. Ja osobiście uważałam się po prostu za wyjątkową, ale większość ludzi, chyba myśli, że jestem dziwna.
                Zeszłam do salonu po drewnianych schodach. Zastałam tam ciocię pijącą spokojnie kawę. Nie miałam rodziców. Mama zmarła podczas porodu, a tata… Tata tak tęsknił za mamą, że się załamał. Oddał mnie do „Okienka życia”, a sam popełnił samobójstwo. Byłam uroczym dzieckiem, więc szybko mnie zaadoptowano. Na rodziców zastępczych mówię ciociu i wujku, bo nie chcę nazywać ich rodzicami. Przecież nie mam rodziców. Mam ciocię i wujka.
- Kate, mogłabyś wziąć na przejażdżkę Ebro ? Nikt na nim nie jeździł od dwóch dni. – z zamyślenia wyrwał mnie głos cioci.
- Ok. – odpowiedziałam szybko. Bardzo lubiłam jazdę konną i cieszyłam się, że pozwolono mi jeździć właśnie na tym koniu. Był on bowiem najdzikszy. Ja jednak bardzo go lubiłam. Uważałam, że najgorszy koń daje najwięcej umiejętności.
                Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę stajni. W połowie drogi  jednak zboczyłam z trasy, bo zobaczyłam czarnego mercedesa. Ciocia miała stadninę koni, więc często ktoś do nas przyjeżdżał. Stanęłam obok płotku. Z samochodu wyszedł dorosły pan w okularach przeciw słonecznych i chłopak w moim wieku. Facet podszedł do wujka  myjącego małego kucyka. Chłopak rozejrzał się i podszedł do mnie.
- Jak ci się podoba w „Stajni Dzikiej północy” ?- zapytałam.
- Eeee, może być. Jestem Kamil.
- Katerine. Będziesz się uczył jeździć konno ?
- No, jasne. Chociaż, to przecież jest dla mnie za łatwe.
- Łatwe ? Siedziałeś kiedyś na koniu ?
- Nie, ale to przecież widać. Wystarczy siedzieć na koniu, i tyle.
Cała, aż poczerwieniałam ze złości. Co on sobie myśli ? Że wejdzie na konia i już ?
- Zobaczymy, czy takie łatwe.
Przejęłam od wujka, osiodłaną klacz o imieniu Daiti. Pomogłam chłopakowi wsiąść i zaprowadziłam go na maneż. Przypięłam do uzdy klaczy lonżę i zaczęłam prowadzić lekcję.
- Plecy prosto. Nie pochylaj się. Pięty w dół. Nogi za popręg. Nie machaj rękami. Palce do konia. Masz stać na płaskostopiu. Patrz przed siebie. Usiądź bliżej przedniego łęku.
- Co to ten łenk ?
- Łęk, to to.- wskazałam palcem na najwyższy punkt przedniej części siodła.
- No dobra, zwracam honor. Jazda konna, wcale nie jest łatwa. Mogę już zejść ?- Zapytał głosem męczennika. Był taki… pewny siebie. I naiwny.
- A co nóżki bolą ?- Zapytałam ironicznie,
- Bolą, bolą. Jak się schodzi ?
- Zsiada. Wyciągnij nogi ze strzemion.
- Weź, nie dosyć już się na mnie wyżyłaś ?
- Nie wyżyłam. Strzemiona to te metalowe, w których masz stopy.
- No już ! Co dalej ?
- Puść wodze. Złap się grzywy. O tak, dobrze ! Przełóż prawą nogę przez siodło i zeskocz.
Chłopak szedł, jednak robiąc to boleśnie walnął łokciem w strzemię.
- Jejku, jaka z ciebie pierdoła.- mruknęłam pod nosem.
- Co mówisz ?
- Nie, nic. Będziesz tu jeździł ?
- Tak, przyjadę jutro- powiedział rozmasowując obolały łokieć.
- Dobrze. Idź do wujka, opatrzy ci to ramię.
Kamil odszedł nadal trzymając się za łokieć. Wzięłam wodze w jedną rękę, a drugą poluźniłam popręg. Ruszyłam w stronę stajni, myśląc o Kamilu. Straszna z niego pierdoła, i do tego jest tak strasznie pewny siebie. I ja mam go uczyć ! Jak ma mieć lekcje ze mną, to niech się nauczy pokory ! Wprowadziłam konia do boksu i odniosłam siodło i uzdę do siodlarni. Przy okazji wzięłam pudło ze szczotkami Ebra. Przed jego boksem stał Kamil. Ubrany był w zielone spodnie, biały T- Shirt, czerwoną koszulę w kratkę i czerwone trampki.
- Co teraz będziesz robić ?- zapytał zakładając ramię na ramię.
- Przejadę się na Ebrze w teren.
- A nie wolałabyś, pójść gdzieś ze mną ?
Roześmiałam się. Z nim ? O, nie. Nie gdy jest taki… taki… taki arogancki ?! Zbyt pewny siebie ?! A może głupi ?! Tak, był głupi i naiwny. Myślał, że wybiorę się gdzieś z taką pierdołą jak on ?! Zamiast pojechać w teren ?! Niech tak sobie myśli. Niech będzie naiwny, jeśli chce. Co mnie on obchodzi ? Po prostu kolejny uczeń. I tyle. A jednak czułam, że… on coś wie. Że nie mogę go zostawić. On coś wie. Ale, co ? Nie wiem. Mogłabym się o tym dowiedzieć na tym spotkaniu… Nie niech nie myśli sobie, że… Że co ? Że mi na nim zależy ? W zamyśleniu czesałam konia. Nie, przecież mi na nim nie zależy ! A może… Nie !!!
                Z zamyśleń wyrwał mnie jego słodki głos :
- No i…
-No i co ?! Nie nigdzie nie idę ! Jadę w teren !
- A ja nie mogę jechać z tobą ?
- Ze mną ! Prawie spadłeś z konia na maneżu i chcesz jechać w teren ? – roześmiałam się. Naiwniak.
- To do jutra.
Powiedział i wyszedł ze stajni. Przyniosłam siodło i założyłam je Ebrowi. Wyprowadziłam go przed bramę. Wsiadłam na siodło, ale coś uwierało mnie w udo. Podniosłam tybinkę i zobaczyłam, że do puśliska przywiązany jest malutki pakunek. Był może wielkości mojego kciuka. Odwiązałam sznurek i podniosłam zawiniątko. Schowałam je do kieszeni w czapraku i pojechałam dalej. 
                Gdy wróciłam w stajni nikogo nie było. Odprowadziłam Ebro i odłożyłam siodło. W domu też pusto. Kamil pewnie już pojechał, a wujek i ciocia… pewnie mieli własne sprawy. Przypomniałam sobie o zawiniątku. Pobiegłam do siodlarni i dopadłam czapraka konia na którym ostatnio jeździłam. Szybko wsadziłam rękę do kieszeni. Nie ma. Sprawdziłam drugą kieszeń. Jest. Wzięłam to w rękę i wbiegłam do mojego pokoju. Odwinęłam. Była to czarna zawieszka na brązowym rzemyku. Czarny, płaski owal, a na nim biały płaski kamień z trzema poziomymi czerwonymi paskami. Był piękny. Do rzemyka przyczepiona była karteczka z takim napisem :
             Własność Katherine.
                Co ?! Od kogo to było ? Kto wiedział, że będę jechać akurat na tym koniu i, jak mam na imię ? Hmm… Ciekawe. Ale ładny.
                Założyłam go sobie na nadgarstek. 
                                                                                                                          
                                                                               
                                                                                                          ~Husky

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz