Strony

poniedziałek, 22 września 2014

Przygody Katherine



                                                                     Rozdział drugi

            Rano obudziłam się w łóżku zlana potem. Włosy kleiły mi się do karku. Nie pamiętałam mojego snu. Zobaczyłam, że jestem w ubraniu. W białym fartuchu. W białej Sali. W białym łóżku. Obok na krześle siedziała ciocia. Nie patrzyła na mnie, patrzyła w okno. Za cienką szybą widać było park rozciągający się dookoła. Z trudem usiadłam. Chciałam wyciągnąć rękę do cioci, ale gdy próbowałam to zrobić przeszył mnie ból. Zdrętwiałam. Za oknem zobaczyłam czarnego kota. Jak to możliwe ?! Przecież byliśmy jakieś 5m nad ziemią ! Kot chodził po cichu po parapecie. Powoli stawiał łapki na kamieniu. Nagle odwrócił się do mnie. Miał brązowe oczy i białe trójkąty pod dolną powieką i nad górną. Mrugnął do mnie, a ciocia odwróciła się. Zobaczyła mnie i wydała pełen radości pisk, ale po chwili spoważniała. Spojrzała na mnie uśmiechnięta i zawołała :
- Obudziła się! Panie doktorze!
            Zaraz do sali wszedł pan w białym fartuchu. Rozejrzał się, a gdy mnie zobaczył powiedział :
- Dzień dobry. Jestem doktor Salmoney.
- K- Katharine. – Wyjąkałam. Ledwo usłyszałam co powiedział doktor, cały czas patrzyłam w okno.
- Tak, wiem jak masz na imię. – Powiedział chłodno.- Usiądź, zaraz przyjdzie pielęgniarka, zrobi ci badania.
- Aha. - Doktor odwrócił się do okna. W tym momencie kot skoczył z parapetu.
- Co tam…
Nie dokończył. Rzuciłam się do okna. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że kot w połowie drogi na dół, rozpłynął się. Chwilę patrzyłam na puste miejsce po nim. Potem poruszyłam się i… zwinęłam z bólu. Moje ciało przeszył okropny ból, jakby w moją skórę ktoś wbijał milion igiełek. Naraz. Zdążyłam krzyknąć :
- Ojej…
Podbiegł do mnie doktor. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam na podłogę. Doktor odskoczył, ale zawołał pielęgniarkę. Przybiegły dwie panie w białych fartuchach i wzięły mnie pod ręce. Gdy skończyłam oblewać podłogę śmierdzącą mazią, posadziły mnie na łóżku. Po wypiciu kilku szklanek wody zrobiło mi się lepiej. Zbadały mnie i wyszły. Doktor zapisał coś w notesie i odwrócił się do cioci i wujka.
- No i co ?- Ciocia miała twarz pozieleniałą z obrzydzenia, ale uśmiechała się.
- Prawdopodobnie dwa złamane żebra, złamana ręka. Zrobiliśmy już płukanie żołądka, nałykała się benzyny. Ale żyć będzie.
- Hej!!!- Postanowiłam włączyć się do rozmowy.- A czemu… ja w ogóle tu jestem ?
- Byłaś na Ebrze w terenie. Jakiś głupek, wjechał w ciebie i był wypadek. Całe szczęście, że Kamil z tatą tamtędy jechali.
- A co z Ebrem ?- Jęknęłam w duchu. Znowu on ? Miał być tylko uczniem, a teraz mam u niego dług wdzięczności. Po prostu ekstra.
- Jemu nic nie jest, zdążył uciec.
- To dobrze. O której jedziemy do domu ?
- No… Możesz tu trochę posiedzieć. Tak, jakby trochę… się połamałaś. – Doktor zachichotał z własnego żartu. Gdy zobaczył, że tylko on się śmieje spoważniał.- Dziś czeka cię jeszcze prześwietlenie.
- A gdzie moje rzeczy ? – spytałam zaniepokojona. Przecież miałam na sobie bransoletkę!
- To znaczy ? – Doktor był nie poruszony. Patrzył w swoje notatki, prawie mnie nie słuchał.
- No… Miałam na sobie bransoletkę.
- Taaa, gdzieś jest. – Myślał chyba, że marnuję jego czas.
- Ale gdzie?!
- Jutro ją dostaniesz. Teraz lepiej odpoczywaj.
            I wyszli. Nie zdążyłam nic powiedzieć. Związałam włosy i położyłam się. Usnęłam.
Śnił mi się tajemniczy kot z parapetu. Chodził po parku, a ja chodziłam za nim. Doprowadził mnie do zarośli. Za nimi była piękna rzeźbiona fontanna. Weszłam na nią. Chwilę patrzyłam się w wodę. Była przezroczysta, a na dnie świeciły dwa małe punkty. Wyciągnęłam rękę, ale nie mogłam włożyć jej do wody. Po kilku nieudanych próbach coś chwyciło mnie za rękę. Odwróciłam się. Za mną stało… coś. Nie wiedziałam co to. Miało dwa metalowe pręty zamiast nóg i takie same zamiast rąk. Na ramiona miało zarzucony czarny T- shirt. Był podziurawiony i pognieciony. Zamiast twarzy miało chromowaną kulę wielkości globusa. Były w niej dwa otwory, jakby bez dna. Zamarłam z przerażenia. W drugiej łapie trzymało kota. Był martwy. Złapało mnie za koszulę i wepchnęło do wody. Poczułam niesamowity ból, ale tylko przez kilka sekund. Złapałam błyszczące przedmioty i zemdlałam.

                                                                         ~ * ~

            Obudziłam się w szpitalu. Znowu byłam zlana potem, ale dziwnie szczęśliwa. Przez chwilę nie pamiętałam co się stało, ale potem przypomniałam sobie. Wypadek. Otworzyłam zaciśniętą dłoń. Były w niej dwa świecące przedmioty. Wyglądały jak małe koraliki, ale emanowały żółtawym światłem. Schowałam je do kieszeni i poszłam spać. Usnęłam bez problemów i spałam spokojnie, bez żadnych snów.

                                                                                                                                       
                                                                

                                                                                                                                 ~Husky

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz