Strony

niedziela, 7 grudnia 2014

Lodowa pustynia

Dziś były Mikołajki, a śniegu wciąż nie widać. Byłam trochę zła, ponieważ moim zdaniem zima bez śniegu, to nie zima. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, że skoro nie ma go na Mikołajki, to czy nie zabraknie go na Wigilię? Tego nie wiedziałam. Mimo przeszywającego wiatru i strasznego mrozu, postanowiłam wyjść na dwór, by spróbować odszukać choćby najmniejszej oznaki zbliżającego się śniegu. Niestety, nic nie znalazłam i nie zapowiadało się, aby w najbliższym czasie zaczęło padać. Kiedy wróciłam do domu, włączyłam telewizor i zobaczyłam prognozę pogody, w której prezenter mówił, że w tym roku śnieg najprawdopodobniej będzie padał dopiero po Wigilii. Nie ukrywając,  zezłościłam się trochę, bo oczekiwałam, iż zacznie padać niedługo. Postanowiłam ponownie wyjść na zewnątrz i zbadać okolicę. Szłam wzburzona pytając sama siebie, czy ten głupi śnieg musi zacząć tak późno padać? Gdy z moich ust padły słowa: "ten głupi śnieg", niebo pociemniało, zrobiło się znacznie chłodniej i zaczął padać tak gęsty śnieg, że mogło się wydawać, iż otacza mnie biała ściana. Po pięciu minutach przestało sypać- czułam się jakbym była na lodowym  pustkowiu. Gdzie okiem sięgnąć był śnieg i ani żywej duszy. Nie wiedziałam, co robić. Czy to możliwe, by śnieg się na mnie rozzłościł? Tego nie wiedziałam. Postanowiłam iść przed siebie. Długo szłam przez tę lodową pustynię, lecz mimo, że przemierzałam kilometry, krajobraz wcale się nie zmieniał. Jak to zimą, niebo zrobiło się ciemne dość wcześnie, więc bałam się, że nic nie będę widzieć przez kilka godzin.  Ku mojemu zdumieniu zrobiło się atłasowo czarne i obsypane stadami gwiazd, co znacznie ułatwiało widoczność. Założyłam kaptur od kurtki, mocniej zawiązałam szalik i położyłam się na lodowatym śniegu, patrząc na piękne niebo, które przeszyła zorza polarna. Obserwując ten cudny widok szybko zasnęłam. Kiedy rano się obudziłam, było mi bardzo ciepło. Gdy podniosłam głowę, odkryłam źródło tego ciepła. Obok mnie leżała oparta o moje kolana mała niedźwiedzica polarna. Początkowo się przestraszyłam. Kiedy nerwowo drgnęłam, obudziła się i przemówiła do mnie ludzkim głosem. Pomyślałam, że nadal śnię, ale to działo się na jawie. Słuchałam jej lekko sparaliżowana oszołomieniem. Miała ona na imię Diana i była w moim wieku, lecz skoro była niedźwiedziem, urosła już do całkiem sporych rozmiarów. Teraz moja wędrówka nie była już samotna. Zapytałam ją,czy może wie, co zrobić, by tę lodową pustynię znów zamienić w stary świat. Żeby tak się stało musiałam znaleźć gdzieś na tym terenie szklany kwiat, który po zerwaniu spełnia jedno życzenie, a oczywiste było, iż w tej sytuacji zażyczyłabym sobie odwrócenia tego wszystkiego. Na grzbiecie mojej nowej przyjaciółki przemierzałam całe mile, lecz magicznego kwiatu nie znalazłam. Szesnastej nocy, w tej krainie zimna, obudził mnie trzask szkła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam piękny, szklany kwiat, który zerwałam od razu i pomyślałam, że chcę by wszystko było jak dawniej. Wokół zrobiło się czarno i po chwili siedziałam w parku na huśtawce, trzymając ten kwiat w ręku. Gdy wróciłam do domu, schowałam go dobrze, usiadłam na kanapie z dziwnym przeczuciem, że na Wigilię jednak będzie śnieg.
Tosia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz