Strony

niedziela, 23 listopada 2014

Klątwa Dajmona - część druga

Część pierwsza tutaj: http://szkolnycwierkacz.blogspot.com/2014/10/klatwa-dajmona-czesc-pierwsza.html


Justyna spoglądała uważnie na Ewelinę. Przyjaciółka zachowywała się dziwnie, jąkała się, jakby coś ukrywała. Na pytanie jak się czuje w nowej szkole odparła tylko:
- Jak to w szkole – wzruszyła ramionami. – pierwszego dnia, właściwie na rozpoczęciu robić test to już przesada. No i dużo gadali na apelu. Masakra.
- No wiem, ale nie o to się pytam. Wiesz, jakich masz ludzi w klasie, czy nauczyciele wymagający i takie tam…
- Nie wiem, nie zastanawiałam się.
Justi głośno westchnęła. Gdy rozmawiały na krokach wydawało się, że te dwie rzeczy niepokoją i zastanawiają przyjaciółkę.
- Słuchaj, ja widzę, że coś się stało. Przecież wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć.
Ewelina przełamała się na chwilę. Zamiast udawanego lekceważenia na twarzy pojawiła się gotowość do wyjawienia wszystkiego Tyśce, ale uśmiechnęła się tylko krzywo i skłamała:
- Nie, wszystko w porządku. Tylko wiesz, zmiana otoczenia na tak obce dobrze na mnie nie działa. Z resztą wiesz, jaka tam jest atmosfera. Jakbym się znalazła w jakimś horrorze – zaśmiała się sztucznie Evi.
Justyna tylko pokręciła głową i wstała zalać im herbaty, bo woda właśnie się zagotowała.
***
Ewelina z niemałym strachem przyszła do szkoły. Tego dnia darowała sobie odprowadzanie przyjaciółki, może faktycznie potrzebowała snu. Jednak mimo tego, że wstała później czuła taki sam niepokój. Nacisnęła zimną klamkę. Wydawało jej się, że słyszy jęk, ale dopiero po chwili zorientowała się, że to pisk otwieranych drzwi. Przestraszona puściła je, a one z hukiem zatrzasnęły się. Dziewczyna usłyszała w głowie krzyk istoty, która stanęła jej przed oczami. Blada twarz, podkrążone oczy, długie czerwone włosy wijące się jak węże, ostre kły i oczy bez źrenic. Evi przeraziła się, postać była podobna do niej, tyle że upiorna. Chwilę potem zapomniała o wszystkim i znalazła się w środku, choć wcale nie otwierała drzwi.
W szkole w ogóle nie mogła się skupić na lekcjach.
Większość nauczycieli omawiała BHP i PSO, ale niektórzy zaczynali już normalne lekcje. Ewelina nie myślała trzeźwo, a czasem gdy szła korytarzami szkoły dopadał ją znajomy ból. Bywało też, że całkiem traciła świadomość na kilka sekund i budziła się w innym miejscu. Z uczuciem wielkiego zmęczenia wyszła po zakończeniu lekcji i powędrowała do domu Justyny.
Znała kod, więc weszła do bloku. Jednak drzwi mieszkania się nie otworzyły, to znaczy, że przyjaciółka jeszcze nie wróciła. Evi usiadła na schodach i już miała sięgnąć do plecaka po książkę… ale plecaka nie było. Dziewczyna westchnęła i palnęła się w czoło. Zostawiła go w szafce… Musi teraz wrócić do tego ponurego, dziwacznego i źle wpływającego na nią miejsca.
Na szczęście szkoła była jeszcze otwarta. W środku nie było żywej (ani martwej) duszy. Panowała tu niepokojący spokój i pustka. Evi cicho poszła w kierunku szafek, jakby bała się, że jest tu jakaś śpiąca istota, którą mogłaby zbudzić.
Powoli kucnęła przy szafce i wyjęła z kieszeni klucze. Drzwiczki cicho skrzypnęły, a Ewelina starając się nie narobić hałasu wyjęła swój plecak. Zamknęła je, a gdy odwróciła się, zauważyła stojącego na drugim końcu korytarza chłopaka. Znajome uczucie wypełniło jej ciało, a do tego poczuła, że kręci jej się w głowie. Zdawało jej się, że chłopak idzie w jej stronę i przyjaźnie się uśmiecha. Potem już nie wytrzymała i zemdlała.
Obudziła się z przyjemnym uczuciem ciepła, jakie odczuwa kołysane przez matkę dziecko. Poczuła, że palą ja policzki, chociaż nadal przeszywał ją chłód lodowatych ostrzy. Powoli otworzyła oczy. Poraziło ją światło, ale ktoś zasłonił je ciepłą ręką, której palce przesunęły się po jej czole. W głowie znów jej się kręciło, niemal czuła jak pali ją ogień i lód jednocześnie. Była pewna, że to Dajmon, ale nie taki, jakim go sobie wyobrażają. Nachylił się do jej ucha i szepnął łagodnym, choć ochrypłym głosem:
- Spełnij Obietnicę i nas uratuj.
Po czym jakby z wahaniem odszedł przesuwając rękę po jej policzku. Evi dopiero teraz zauważyła, ze cały czas ją tam trzymał. Nie wiedziała dokładnie, co jest wokół niej, była jednak pewna, że odchodząc, obejrzał się jeszcze. Stopniowo ból ustawał i Ewelina zorientowała się, że jest na klatce schodowej bloku swojej przyjaciółki (Czy Dajmon niósł ją całą drogę? Czy umiał się teleportować?). Miętowy plecak leżał obok niej. Powoli podniosła się i jak gdyby nigdy nic powędrowała do drzwi mieszkania Justyny.
- No, jesteś wreszcie! – otworzyła niemal natychmiast Tyśka, gdy Evi zadzwoniła. – Coś kiepsko wyglądasz – mina zaraz jej zrzedła.
- E tam, tylko przemęczyłam się trochę. Żyję jeszcze wakacjami.
Dziewczyny weszły do środka, a Justi cały czas zastanawiała się nad zachowaniem przyjaciółki, która blada na twarzy chwiejnie usiadła na fotelu i chwyciła w obie dłonie kubek czekającej na nią herbaty.
- Evi. Co jest? – spytała szeptem zmartwiona Tyśka.
W dziewczynie coś pękło i wybuchła płaczem wyrzucając z siebie wszystkie gnębiące ją rzeczy. Gdy już się uspokoiła opowiedziała przyjaciółce niemal wszystko. O bólu, odprowadzeniu tutaj. Ale słowem nie wspomniała o tym jak Dajmon ją dotykał i jakie wtedy ciepło sprzeczne z zimnymi ostrzami odczuwała.
- O raju… To takie… nierealne – nie dowierzała Justi.
Przez chwilę milczały aż Justyna poderwała się i chwyciła dżinsową torebkę z ćwiekami.
- Chodźmy/ Takie smutki wymagają zatopienia w najlepszych lodach w mieście.
Pojechały na ulicę Londyńską, stary zaułek wśród rozwalających się kamienic. Wbrew pozorom było tam bardzo przytulnie, a lody były naprawdę wyborne, w prawie stu smakach i to domowej roboty.
- Cynamon i cappuccino. Z polewą czekoladowa – złożyła zamówienie Tyśka. – A ty?
Evi po chwili zastanowienia wybrała.
- Czekoladowe i… chili. Z dużą ilością bitej śmietany.
Gdy z pucharkami szły do stolika, Justi spojrzała podejrzliwie na Ewkę.
- Co to za nowe połączenie?
- A tak na spróbowanie… - Ewelina spojrzała na swoją porcję lodów.
Wybrała te smaki nie bez powodu.. Pamiętała jak Dajmon się nad nią nachylił… pachniała czekoladą, a policzki piekły jak po zjedzeniu papryczki. Miał łagodny głos jak śmietanka.

- Ziemia do Evi! Przy tym stoliku co zwykle?
Meveline

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz