Strony

sobota, 12 października 2013

Historia psa Beskida



Historia psa Beskida

            Cześć! Mam na imię Beskid.  Jestem psem rasy owczarek australijski. Mam rok i dwa miesiące. Chcę dzisiaj opowiedzieć wam moją przygodę, której doświadczyłem w poprzednie wakacje. Muszę przyznać, że na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
            Rodzice Emilki od dawna planowali wyjazd za granicę. Nigdy jednak im się to nie udawało. Raz babcia złamała nogę, drugi raz pani sąsiadka zalała im przez przypadek mieszkanie i musieli je odnowić, a za trzecim razem nie zdążyli wyrobić paszportu. W tamtym roku też mieli niejedną trudność. Nie mieli z kim mnie zostawić na czas ich nieobecności. Byłem wtedy jeszcze małym szczeniakiem, więc nie mogli mnie zostawić samego. Czułem się okropnie, że staję im na przeszkodzie wyjazdu do Grecji, a zarazem byłem smutny, że będę musiał zostać sam przez dwa tygodnie. Na trzy dni przed wyjazdem postanowili, że zostawią mnie pod opieką cioci Doroty. Nie lubiłem jej. Odniosłem wrażenie, że ona też za mną nie przepada. W dniu wyjazdu było straszne zamieszanie. Wszyscy się spieszyli. Jedynie Emilka usiadła obok mnie i zaczęła mnie głaskać. Przytuliła się do mojego gęstego futerka i zaczęła płakać. Zrobiło mi się strasznie smutno. Polizałem ją po czole i usiadłem jej na kolana. Nagle zadzwonił telefon. Zapędzona i zdenerwowana mama niechętnie podniosła słuchawkę. Rozmawiała krótko. Po rozmowie była jeszcze bardziej zdenerwowana.
- Ciocia Dorota nie będzie mogła przyjechać - oznajmiła zmartwiona mama - Ma grypę żołądkową.
- To co zrobimy z Beskidem?! – wykrzyknęła Emilka - Przecież nie zostawimy go samego!
- Uważam, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest wzięcie Beskida ze sobą – odpowiedział tata.
- Huurrrrraa!!! – z radością krzyczała Emilka.
- Aaaaauuu!!! – zawyłem.
Parę godzin później byliśmy już na lotnisku. Przy samym wejściu robiło się już ciasno. Tłumy ludzi z walizkami zaczęły przedzierać się przez główne drzwi. Byłem przerażony. Nigdy nie widziałem tylu ludzi. Zaczęli krzyczeć i bardzo hałasować. Przedzierałem się przez dziki tłum za właścicielami. Emilka trzymała bardzo mocno smycz abym nie uciekł. Szliśmy tak przez parę minut. Nagle wielki pan na szczudłach przeszedł obok mnie krzycząc w megafon. Bardzo się przestraszyłem. Myślałem, że chce mi zrobić krzywdę. Spłoszony pobiegłem co sił w nogach. Uciekając od chaosu, nie myślałem o właścicielach. Zatrzymałem się daleko od lotniska. Nie znałem drogi powrotnej i nie miałem pojęcia gdzie mogę znaleźć moją rodzinę. Włóczyłem się myśląc o Emilce. Byłem pewny, że jej na mnie zależy i na pewno mnie znajdzie. Szukając schronienia zobaczyłem starą beczkę, w której spędziłem noc. Budząc się chętnie wstałem, myśląc, że idę do kuchni na śniadanie. Ale kiedy otworzyłem oczy, przypomniałem sobie okropną prawdę. Nie miałem nic do jedzenia. Poszedłem na pobliską ulicę w poszukiwaniu ludzi. Miałem nadzieję, że dadzą mi coś przekąsić. Jednak oni nie interesowali się mną. Wyczerpany z głodu położyłem się pod ławką na przystanku autobusowym. Nagle wysoki mężczyzna wyjął mnie spod ławki i zamknął w klatce. Próbowałem się uwolnić, ale on był silniejszy. Potem włożył klatkę za mną do wielkiej furgonetki. Były tam dwa psy i trzy koty również zabarykadowane w klatce
- O! Znowu jakąś przybłędę przyprowadzili – powiedział straty buldog.
- Przestań ! Nie widzisz, że mały jest zrozpaczony.
- Co się stało ? – zapytała zatroskana, biała kotka.
- Zgubiłem się na lotnisku i nie znam drogi powrotnej do domu – odpowiedziałem - A tak właściwie gdzie my jesteśmy ?
- Skapnięty to on nie jest – oznajmił złośliwie buldog
- Jesteśmy w drodze do schroniska. Schronisko to taki budynek, w którym przebywają bezdomne zwierzaki. Czekają tam aż do odbioru przez właściciela albo na adopcję – tłumaczyła biała kotka
- A jak tam jest? Czy tam są steki i mielone kotleciki? – bardzo głodny zapytałem.
- Czy ty z choinki się urwałeś?  Tam dają jedynie niedobrą, suchą karmę – drążył buldog.
Po chwili znaleźliśmy się w schronisku. Było tam mnóstwo kotów i psów. Włożyli mnie do kojca koło małego pudla i wcześniej poznanej białej kotki. Byłem nieszczęśliwy. Miałem do dyspozycji jedynie ciasną klatkę i parę chrupków. Bardzo tęskniłem za moją rodziną. Byłem przekonany, że niedługo mnie odbiorą z tego okropnego miejsca. Minął tydzień. Powoli traciłem nadzieję, że ktoś mnie odnajdzie. W międzyczasie zaprzyjaźniłem się z białą kotką, która nosiła imię Białka. Cały czas podtrzymywała mnie na duchu. W tym samym dniu przyszła mała dziewczynka aby zaadoptować kotka. Rodzice doradzali jej, żeby wziąć kotka z hodowli, jednak ona chciała ze schroniska. Po długim zastanowieniu wybrała białą kotkę. Byłem smutny, że straciłem przyjaciela, ale zarazem szczęśliwy, że Białka będzie miała nowy dom. Kiedy dziewczynka wzięła kotkę na ręce ona wyrwała się i pobiegła w stronę tajemniczego, czerwonego guzika.
- Co ona robi ??? – zapytałem  pudla
- Ona nas ratuje!!! – odpowiedział.
Kotka zwinnie nacisnęła guzik. Nagle otworzyły się drzwi wszystkich klatek. Uwolnione zwierzęta zaczęły uciekać z budynku. Był straszny chaos. Jakiś mężczyzna zaczął łapać zwierzęta, jednak bezskutecznie. Po kilku sekundach w schronisku było pusto. A wszystko, to zasługa białej kotki. Bardzo jej dziękowałem i  zadawałem  pytania dlaczego to zrobiła, bo przecież mogła mieć prawdziwy dom. Wolny, przypomniałem sobie o celu tej ucieczki. Teraz już mogłem swobodnie wrócić do domu. Postanowiłem pójść na lotnisko, gdyż zapewne tam zaczęły się poszukiwania. Mądra kotka pokazała mi drogę. Byłem jej bardzo wdzięczny. Na lotnisku tym razem nie było tłumów. Radosny, zacząłem z Białką szukać mojej rodziny, ale  bezskutecznie. W końcu poddałem się. Byłem przekonany i bliski załamania, że o mnie zapomnieli. Nagle dostrzegłem płaczącą dziewczynkę. To była Emilka!!! Podbiegłem do niej. Nie wierzyła własnym oczom! Bardzo się ucieszyła, przytuliła mnie mocno i zawołała rodziców. Oczywiście nie zapomniałem o Białce. Przyłączyła się do naszej rodziny. Wszyscy szczęśliwi razem wróciliśmy do domu. Emilka nazwała ją Bellą.
            Dzięki Belli znalazłem mój dom. Nigdy jej tego nie zapomnę. Jestem, jak już wspomniałem, bardzo jej wdzięczny. Dowiedziałem się również, że moja rodzina nigdy mnie nie zostawi .
Lita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz