Strony

wtorek, 15 października 2013

Sportowa rodzina



Cześć nazywam się Liard. Jestem biszkoptowym labradorem. Lubię pływać i nurkować. Kiedyś podróżowałem statkiem, to mi się bardzo podobało. Byliśmy wtedy na wakacjach w Norwegii. To tam szkoliłem się w znajdowaniu rzeczy pod wodę.
          Od 2 lat jeżdżę na zawody w nurkowaniu dla czworonożnych pupili. Były to olimpiady na całym świcie. W tym roku odbyły się one na Karaibach. Wielki ocean stał się miejscem ćwiczeń, jak i samej rozgrywki światowej. Mój pan czytał mi o stworach żyjących w tych głębinach. Bardzo chciałem niektóre z nich spotkać na dnie. Codziennie pływałem w wodzie, raz nawet spotkałem innych zawodników. Mieli oni własnych trenerów. Trenowali na różnych głębokościach, a ja tylko na płyciutkim paśmie wody, ponieważ nikt nie mógł ze mną dalej przejść, się uczyć. Bardziej od tego smuciło mnie to, że nikt mnie nie wspiera. Czy oni myślą, że jestem samowystarczalny? Wiem, że ich mama boi się wody, Tytus najmłodszy syn nie może za bardzo wchodzić do morza, a co dopiero do oceanicznego świata. Julek mój pan jest fajtłapą, choć ma 14 lat, zawsze przydarzają mu się nieszczęśliwe wypadki. Jedynie 16-letnia Marcela wie, co to prawdziwa zawodnicza walka, bo jest sportsmenką. Niestety nie ma jej z nami, bo trenuje windsurfing w Australii. To ona zachęciła mnie do podwodnego sportu. Mały Tytus ćwiczy karate, ale jest za mały na udział w walkach. Julek został dobrym tyczkarzem w wieku 10 lat. Teraz praktykuje u Siergieja Bubki. Mało jednak nie przepłacił zdrowiem za sport, ponieważ sterta ułożonych tyczek spadła mu na głowę i przysypała całego. Ich mama jest akrobatką i uczy w-f. Tata nas, czyli sportową rodzinę, tylko rozwozi. Szkoda tylko, że nie mamy kota nietoperza, który wisiałby do góry nogami, trzymając się za ogon.


Ciąg dalszy nastąpi  (CDN) .... w czwartek. :)

                                                                                                                                              inka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz