Strony

sobota, 30 listopada 2013

Dzieci z Bullerbyn cz. V


Wielkanoc w Bullerbyn

Gdy chłopcy opłukali się z farby, pobiegliśmy do moich zwierzątek, a ja pozwoliłam Lassemu umyć jagniątko.
Obiecałam mu to, a obietnice się dotrzymuje.
- Dziękuje Liso. Czy codziennie będę mógł je myć? - zapytał Lasse.
- Nie zupełnie, ponieważ nie chcę, abyś brudził się od nich błotem, ale co trzy dni, myślę, że będzie szansa, abyś mógł je myć - odpowiedziałam mu, po czym wszyscy poszliśmy zjeść kolację.
Gdy zjadłam już wszystkie kanapki, jakie mama mi przygotowała, pobiegłam nakarmić tylko Pontusa, ponieważ Angusa nakarmiłam wcześniej.
 Gdy już leżałam w łóżku, przyjechał do mnie list po sznurku od Anny z napisem:

"Rano mamy iść do "Świnki Kruszynki" i kupić co po nie które rzeczy z listy, którą przygotowała mama".

Gdy nastał ranek, ubrałam się i spojrzałam w okno, a przy bramie czekała Anna z torbami.
- Lisa! Szybko! - krzyczała niepokojąc się.
Otworzyłam okno i krzyknęłam do Anny:
- Już idę! Nie krzycz!
Anna przestała krzyczeć, ale nadal patrzyła się w drzwi mojej zagrody. W końcu wyszłam do Anny i razem pobiegłyśmy do "Świnki Kruszynki".
Kupiłyśmy jabłka, banany gruszki, śliwki, ziemniaki i ananasy. Gdy już przybiegłyśmy do domu, mama dała mi śniadanie, bo z Anną wyszłyśmy bardzo wcześnie.
- Lisa! Choć szybko! Coś Ci pokażemy! - krzyknęła Britta do mnie śmiejąc się.
Pobiegłam więc do Britty i Anny zobaczyć, co one tam robią. Nie uwierzycie! Za naszymi ogrodami przechodziła wielka parada! Pan, który chodził na szczudłach rozrzucał na wszystkie strony watę cukrową, jedna pani stała na słoniu afrykańskim i żonglowała, a jeden pan miał kapelusz i jak zdjął go, to nic tam nie było, ale jak drugi raz go zdjął, był tam gołąb!  Pobiegłyśmy z Anną i Brittą do okna, łapałyśmy watę cukrową i machałyśmy.
- Mm, jaka pyszna ta wata - powiedziała Anna rozkosznie.
- O tak, przepyszna - zgodziłam się z Anną.
- Dobrze, że chłopców tutaj nie ma, bo wyjedliby nam całą watę - odetchnęła Britta.
Gdy parada przeszła już, pobiegłyśmy do mamy i opowiedziałyśmy jej wszystko w najmniejszych szczegółach.
- Tylko żeby Was brzuszki nie rozbolały, bo zaraz obiad - powiedziała mama.
- Co! Ale każda z nas zjadła po trzy waty cukrowe! Czy mogłybyśmy nie jeść obiadu?! - krzyknęłam przerażona.
- Nie, musicie zjeść chociaż pięć łyżek zupy i jednego kotleta - nie zgodziła się z nami mama.
- Och, już teraz boli mnie brzuch - jęknęła Britta.
- No niestety, można było nie jeść waty - powiedziała mama.
- Chciałabym cofać się w czasie - pragnęła Anna.
Weszłyśmy na górę do pokoju Anny i Britty. Czekałyśmy pół godziny aż wreszcie mama zawołała nas na obiad. Gdy go już zjadłyśmy, poszłam do mojej zagrody i przez cały dzień leżałam i odpoczywałam. Wieczorem położyłam się do łóżka i zasnęłam, a wstałam dopiero o godzinie 10:37.
 Mama przygotowała odświętne śniadanie, wszyscy ubraliśmy się w białe sukienki i czerwone krawaty. Założyłam z Anną i Brittą piękne wianki z kwiatów, a chłopcy czarne marynarki i białe koszule. Gdy wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia, Anna poprosiła mnie, abym rzucała kwiatki na ścieżkę prowadzącą do Wielkiej Wsi. Gdy już byliśmy w Wielkiej Wsi, ruszyliśmy w stronę kościoła, a w nim odbywała się właśnie pierwsza msza święta w tym dniu.
Gdy wróciliśmy do Bullerbyn, poszłam do swojego pokoju, a po chwili dostałam list od Anny z napisem:

"Mama poprosiła nas, abyśmy poszły po poziomki i maliny."

Byłam przekonana, że Anna chce iść do naszego sekretnego miejsca, które znajduję się głęboko w lesie, obok młyna, w którym mieszka Jan.
Gdy wróciłyśmy, zobaczyłyśmy czerwony samochód i dziewczynkę.
- Przedstawiam Wam dziewczynkę o imieniu Monika - powiedziała mama.
- O nie! Obiecałam mamie, że pomożemy jej zrobić sok owocowy! A ona będzie nam przeszkadzać! - powiedziała mi na ucho Anna.
Pobiegłyśmy do tatusia i opowiedziałyśmy mu wszystko.
- Jest proste rozwiązanie. Po prostu Monika będzie robiła sok z Wami - powiedział tatuś.
- Jak my jej nawet nie znamy! - krzyknęłam i miałam nadzieję, że tata powie Monice, żeby pojechała.
- Trudno. Idźcie i powiedzcie jej, że będzie robiła z Wami sok - powiedział tatuś nie zgadzając się z nami.
Ale po kilku minutach  okazało się, że Monika jest bardzo sympatyczną koleżanką. Dała mi nawet czerwoną broszkę i czerwoną bransoletkę. Widać było, że Monika bardzo lubi kolor czerwony. Miała czerwony samochód, czerwoną broszkę i czerwony naszyjnik i pewnie dużo, dużo więcej czerwonych rzeczy. Anna była okropnie zazdrosna, bo bawiłam się tylko z Moniką. Świetnie się bawiłyśmy robiąc sok. Anna stała po drugiej stronie stołu i w ogóle się nie odzywała. Poczęstowałyśmy również Monikę.Gdy pojechała, Anna pół godziny siedziała w swoim pokoju i przysłała mi tylko jeden liścik z napisem:

"Pewnie uważasz, że Monika jest fajniejsza ode mnie? Może zamieszkasz z nią? To na pewno poprawi Ci humor.

Nie wiedziałam, że Anna jest taka wstrętna. Bawiłam się tylko z Moniką, ponieważ Annę mam na co dzień, a Monika przyjechała tu pierwszy i ostatni raz. Wysłałam Annie liścik, który może poprawi jej trochę humor:

"Bawiłam się tylko z Moniką, ponieważ Ciebie mam na co dzień, a Monika przyjechała tu pierwszy i ostatni raz."

Myślę, że ten liścik poprawi jej humor. Nagle zobaczyłam koszyczek z jajkami. W ich środku były karteczki z rebusami i zagadkami. Pobiegłam do Anny, a ona siedziała i zadowolona skakała po łóżku. Gdy weszłam do jej pokoju zapytała mnie:
- Czyli tylko z tego powodu bawiłaś się tylko z Moniką?
- Tak, oczywiście, przecież Ciebie mam na co dzień, a Monikę nie. Nawet się już z nią nie zobaczę - odpowiedziałam Annie zadowolona.
- Czy coś jest w tych jajeczkach? - zapytała Britta spoglądając do koszyczka.
- Tak, są tam rebusy i zagadki, chciałam je z Wami rozwiązać - powiedziałam do dziewczyn, po czym zaczęłyśmy rozwiązywać.
Pierwsze rozwiązanie było w pralce. Znalazłyśmy w niej trzy cukierki. Drugie było na półce. Była na niej piękna biała bluzeczka, podpisana imieniem: Lisa. Od razu wiedziałam, że to moja. Trzy cukierki i bluzka, to były wszystkie moje prezenty. Anna i Britta też znalazły koszyczek z jajkami i miały te same prezenty co ja. Olle też znalazł koszyczek pod imieniem i miał te same prezenty co my, tylko zamiast białej bluzeczki była czarna marynarka. Chłopcy Lasse i Bosse dostali to samo co Olle. Tak ciepło i słonecznie minął dzień Wielkanocnych Świąt i zaprzyjaźnienia się z Moniką.
Gabrysia Plona 3b


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz