Strony

środa, 13 listopada 2013

" Dzieci z Bullerbyn" - część II

"Wiśniowa Spółdzielnia" 


Pewnego, słonecznego, wakacyjnego dnia patrzyłam, jak nasze owoce dojrzewają. Pod oknem dziadziusia rośnie drzewo z czereśniami i dlatego nazywamy je "czereśnią dziadziusia". Natomiast w ogrodzie zagrody południowej nie rośnie ani drzewo czereśniowe ani drzewo wiśniowe, lecz drzewo z przepysznymi gruszkami i żółciutkimi śliweczkami. W naszym ogrodzie rosną pyszne wisienki, tak jak w ogrodzie zagrody północnej.
Po chwili - czarna chmura zbliżała się ku Bullerbyn. Gdy Anna, Britta i Olle byli przygotowani do wejścia do zagrody środkowej, Anna zaczęła krzyczeć i czym prędzej wbiegli do naszych pokoi. Olle wbiegł do pokoju Lassego i Bossego, a Anna i Britta do mojego. Nudziłyśmy się z Anną i Brittą, więc poszliśmy do pokoju Lassego i Bossego, w którym był też Olle. Spytałyśmy się chłopców, co robią, bo tak siedzieli w kółku i cichutko szeptali. Powiedzieli, że wymyślają plan, który nie długo zostanie gotowy, a gdy już to nastąpi, to powiedzą nam jaki mają plan na dzisiejszy dzień. - Przecież pada deszcz. Czy ten plan jest opracowany na dwór? - spytałam ich. - Tak, ten plan odbędzie się na dworze - odpowiedział Lasse. Anna, Britta i ja byłyśmy bardzo zdziwione odpowiedzią Lassego. - Jak to, przecież pada deszcz, co chcecie robić na dworze? - Spytała Anna. - Zobaczysz - odpowiedział Lasse Annie. Poszłyśmy więc do mojego pokoju i pobawiłyśmy się lalkami. Gdy przestało padać, ktoś zapukał do drzwi. - Jestem przekonana, że to właśnie chłopcy - powiedziałam do Britty i Anny. Britta zajrzała przez dziurkę od klucza i - rzeczywiście to byli chłopcy. Stali z koszami i ciągle pukali. W końcu otworzyłyśmy im, a oni odrazu chwycili nas za ręce, wyprowadzili i zamknęli po nas drzwi. Pchnęli nas po schodach na dwór, dali po koszu i kazali zbierać wiśnie. - Dlaczego mamy zbierać dla was wiśnie? - Spytała Britta, a Anna i ja zmarszczyłyśmy brwi. - Nie macie dla nas zbierać wiśni, pomożemy wam, ale pod jednym warunkiem,
macie wysłuchać naszego planu - powiedział spokojnym głosem Olle. - Co to za problem wysłuchać was - powiedziałam i wszystkie trzy stanęłyśmy obok siebie słuchałyśmy chłopców. - Po pierwsze - powiedział Olle - ja będe opowiadał. Zaczyna się tak, najpierw musimy napełnić te sześć koszy wiśniami najlepszej jakości - mówi Olle. W tym czasie Bosse podniósł szyld i wskazał nim na drzewo wiśniowe. - Potem pójść pod sklep do wujka Erika w Wielkiej Wsi - mówi Olle. - Bosse będzie trzymał szyld z napisem:

"Wiśnie do sprzedaży"
Nasz sklepik z wiśniami nazwiemy "Wiśniową spółdzielnią". Będziemy sprzedawać pół litra za jedną koronę. Tak zarobimy na mój piękny niebieski rower. - Po pierwsze nie zbieramy na twój rower, bo tego w planie nie było, a po drugie nie warto sprzedawać tylko pół litra aż za jedną koronę - powiedział Lasse. - No to ile będziemy sprzedawać za jedną koronę? - spytał Olle. - Za litr. Będziemy sprzedawać litr za jedną koronę, a litr, to pół takiego kosza jakiego trzymasz w rękach. - A na co zbieramy te korony? - spytała Anna. - Na cukierki ślazowe dla nas i dla dziadziusia - odpowiedział Lasse i natychmiast zabraliśmy się do zbierania wiśni w ogrodzie. Gdy napełniliśmy kosze wiśniami, poszliśmy pod sklep wujka Erika i rozłożyliśmy kosze, a Bosse podniósł szyld i czekaliśmy, aż nadjedzie jakiś samochód. Nadjechało kilka, ale nie zauważyły nas i pojechały dalej. - Co to ma znaczyć. Będziemy tak stać, aż łaskawie zatrzyma się jakiś samochód? To zupełnie bez sensu - powiedziałam i gdy wszystkie trzy miałyśmy już zrobić pierwszy krok, Lasse złapał mnie za ramie i zapytał: - Zaraz, zaraz, gdzie się panny wybierają jeśli wolno spytać? - spytał. - Miałyśmy iść do domu, gdyż pan wódz ( Lasse) złapał mnie za ramię, więc jeśli wolno spytać, czego pan chce? - powiedziałam, a Anna i Britta zatrzymały się i patrzyły na Lassego razem ze mną. - Wiem co zrobimy, więc poczekaj, aż nadjedzie samochód - powiedział Lasse i po chwili, gdy nadjechał pewien żółty ford, Lasse wskoczył na drogę i w ostatniej chwili zeskoczył do nas. - Chłopcze, czyś Ty ślepy? Mogłem Cię potrącić, ale wtedy to nie ja dostałbym mandat, tylko Ty. I żeby mi się to więcej nie powtórzyło - Powiedział wysiadający
 pan. W końcu namawialiśmy go, żeby kupił choć jedną, najmniejszą wisienkę, no i nie miał innego wyjścia - kupił od nas litr wisienek. - Nie prawdopodobne, koronka zarobiona, a litr sprzedany - powiedział Olle z uśmiechniętą buzią. Wszyscy się cieszyliśmy, skakaliśmy i śpiewaliśmy:

1 litr sprzedany, dla miłego pana,
koronkę, mamy, więcej zarabiamy....
Była świetna zabawa. Po chwili ze sklepu wyszedł wujek Erik, a my od razu stanęliśmy prosto i czekaliśmy na moment, w którym wujek wejdzie do sklepu. Nie zdarzyło się jednak tak. Nasze głowy skierowane były na drogę, lecz nasze oczy na wujka. Po chwili wujek wszedł do sklepu, a my od razu zaczęliśmy wariować. Wujek nie wszedł jednak do sklepu, no dobra, wszedł, ale po chwili wystawił głowę i patrzył jak skaczemy i tańcujemy. Nagle wyszedł zza ściany i skoczył prosto na nas. Zaczęliśmy się głośno śmiać, a wujek dał każdemu z nas po 4 cukierki ślazowe, i to za   darmo. - Jak wam idzie sprzedawanie wiśni i zarabianie koronek na cukierki ślazowe dla was i dla dziadziusia? - spytał wujaszek. - Skąd wujek wie o tym wszystkim?! - spytaliśmy wszyscy razem. - Słyszałem, jak rozmawialiście o tym w Bullerbyn i gdy pan Kozłowski na Ciebie krzyczał, Lasse i bardzo Ci tego współczuję, lecz chyba jestem za zdaniem pana Kozłowskiego, nie powinieneś wskakiwać tak na drogę - odpowiedział wujek. - Słyszał pan jak rozmawialiśmy o tym w Bullerbyn?! - spytała Anna z wytrzeszczonymi oczami. - Tak, wyobraźcie sobie, że tak. Jak myślicie, to dlaczego Bullerbyn po polsku to Hałasowo? - spytał wujek. - Bo my dzieci z Bullerbyn strasznie hałasujemy - odpowiedzieliśmy wielkim chórem. - Dobrze nam idzie, zarobiliśmy już jedną koronkę - odpowiedziała Britta. Gdy wujek wszedł do sklepu, czekaliśmy, aż jakiś samochód w końcu przyjedzie. - Och, co za los, nikt nas nie zauważa, a wbiec na drogę nie możemy - powiedział Bosse ze smutną miną. - Hej! A może wszyscy wejdziemy na drogę, złapiemy się za ręce, a Bosse podniesie szyld w górę i będziemy krzyczeć: Wiśnie do sprzedaży! - krzyknął Lasse, a wszyscy tak się ucieszyliśmy, że wbiegliśmy do sklepu i zaczęliśmy wariować i krzyczeć. Na szczęście nikogo tam nie było. - Hej, hej, co to?! - spytał wujek krzycząc. - Wymyśliłem extra plan, dzięki któremu uda nam się dużo zarobić!! - krzyknął Lasse i z radości, aż zaczął skakać, kręcić głową w prawo, w lewo, w górę, w dół i wymachiwać językiem na wszystkie strony. - To cudownie, a możecie mi go opowiedzieć, bo już się boję jakiż to plan wymyśliłeś, Lasse - powiedział wujek. - Oczywiście, że możemy! - zawołał Olle. - Wejdziemy na drogę i..... - mówił Lasse, ale przerwał, bo wujek coś powiedział. - Zaraz, zaraz, wejdziecie na drogę?! - przerwał mu wujek. - O czym rozmawialiśmy, w żadnym wypadku nie wchodzicie na drogę - ostrzegł nas wujek, a wtedy wszystkim posmutniały miny ( oczywiście wujkowi nie ). - Przykro mi, ale ktoś znowu na was nakrzyczy, a chyba nie chcecie kary od mamy i to jeszcze do końca tygodnia, skoro jest dopiero poniedziałek - powiedział wujek.
- Proszę, niech nas wujek wysłucha do końca! - krzyknął Lasse, udając, że płacze, klękając ku stóp wujka i całując jego buty. - Ale.... - mówił wujek zastanawiając się. - Prosimy!! - wszyscy krzyknęliśmy, błagając wujka, aby się zgodził. - No dobrze - powiedział wujek wzdychając. -Hura! Niech żyje wujaszek Erik! - krzyknęliśmy, a po chwili zapadła zupełna cisza. Lasse chrząknął i zaczął opowiadać. - Tak jak mówiłem, wejdziemy na drogę, ustawimy się w rzędzie, złapiemy się za ręce, będziemy krzyczeć: Wiśnie do sprzedaży, a Bosse podniesie ten oto szyld ( w tej chwili Bosse pokazał wujkowi szyld ) właśnie z napisem:

"Wiśnie do sprzedaży"
Tak dużo zarobimy. Może nawet aż dziesięć koronek. - No.... dobra, możecie wykorzystać ten plan - zgodził się wujek, a po chwili zapadła cisza. Mina wujka zmieniła się, była zdziwiona, i nagle...... Bum!!! Krzyknęliśmy: "Hura" i czym prędzej jak wiatr pobiegliśmy na dwór. Rozejrzeliśmy się w lewo, w prawo i znowu w lewo, gdy nie widzieliśmy już żadnego nadjeżdżającego samochodu, weszliśmy szybko na drogę. Zrobiliśmy tak jak w planie i krzyczeliśmy: Wiśnie do sprzedaży! Nagle..... Hura!! Nadjechał samochód! Nie uwierzycie, pan, który wysiadł z tego samochodu, kupił aż litr naszych wiśni! Mamy już dwie koronki. Jeden kosz sprzedany, bo przecież sprzedaliśmy już dwóm panom, a litr to pół kosza jakie mamy. Policzmy, jeśli każdy kto tu przyjdzie będzie brał litr wiśni, to 6 koszy razy 2 litry w każdym koszu ( koronka to dziesięć
zł) równa się aż sto czterdzieści zł, a 6 koronek! No, zostali nam jeszcze czterej klienci. Przyjechali już dwoje klientów. Jeszcze dwóch. "Hura!" Sprzedaliśmy sześć koszy! Zarobiliśmy sześć koronek ( sto czterdzieści zł )! - Dobra, czas wracać - powiedziała Anna i wszyscy zebraliśmy kosze i poszliśmy do domu. - No to mówicie, że fajnie było? - zapytała mama mieszając jajka. - Tak, ale jestem bardzo zmęczona, więc, idę spać - powiedziałam ziewając i kładąc się do łóżka.                         

Gabrysia Plona 3b


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz